Odkryłem szokującą prawdę … no, … prawie szokującą :)

przez Rafał Chmielewski dnia 2 lipca, 2014

A ta szokująca prawda to po prostu to, co widzę: różnica między blogiem, który wspiera web.lex, a takim, który jest poza naszą Grupą.

Skąd to wiem?

Stąd, że czasem – rzadko, ale jednak – zdarza nam się wykonać blog prawniczy dla kancelarii, która nie chce dołączyć do naszej Grupy  i korzystać z naszego wsparcia. Wówczas przez jakiś czas mam jeszcze dostęp do panelu administracyjnego takiego bloga i widzę jego statystyki. A te są w stanie dać odpowiedź na naprawdę wiele pytań i wątpliwości.

I teraz porównaj statystyki dwóch blogów o zbliżonej tematyce, powstałych całkiem niedawno, w odstępie kilkunastu dni. Jest to dopiero początek tych blogów, zatem statystyki poniższe nie są imponujące, ale pokazują, którego z tych blogów start (a potem i rozwój) jest lepszy.

Blog nie korzystający ze wsparcia web.lex.

Zrzut ekranu 2014-07-02 o 21.47.17

I blog będący w naszej Grupie:

Zrzut ekranu 2014-07-02 o 21.47.41

W obu blogach znajdują się po cztery wpisy. Zobacz, że blog pierwszy, ten który nie korzysta ze wsparcia web.lex, zaczął swoje istnienie dnia 3 czerwca, a drugi dopiero 23 dnia tego samego miesiąca. Zatem ten pierwszy, powinien mieć więcej odsłon, aniżeli blog niższy, ze względu na lepsze pozycjonowanie w Google (którego nie ma). A jak widać, jest odwrotnie.

No i co z tego? – zapytasz.

To, że jeśli blog ma Ci rozwijać kancelarię, obojętnie w jaki sposób, to jeśli będzie miał więcej odwiedzin, jeśli od razu ruszy z kopyta, to efekt przyjdzie znacznie szybciej. A dziś są czasy takie, że nie ma czasu na marudzenie: jeśli trzeba coś zrobić, to trzeba i tyle. Jeśli Twój blog ma Ci przyciągać klientów, to on musi działać szybko, szybko się rozwijać, bo jeśli on tego nie zrobi, to zrobi to za Ciebie ktoś inny.

Weź jeszcze pod uwagę jeden fakt, z którego nie wszyscy zdają sobie w pełni sprawę: jeśli TY masz więcej odwiedzin w swoim blogu, to tych odwiedzin ma mniej Twoja konkurencja. A zatem wygrywasz podwójnie.

I jeszcze … jeśli Ty masz więcej odwiedzin w Twoim blogu, to Google lepiej Cię pozycjonuje w tym temacie. I nie chodzi tutaj koniecznie o pozycjonowanie Twojego bloga, ale o pozycjonowanie innych Twoich treści w tym samym temacie, bez względu na to, gdzie są publikowane. A zatem wygrywasz potrójnie.

No dobra, ale jak to robicie, że blogi w waszej Grupie się szybciej rozwijają? – zadasz zapewne drugie pytanie.

No cóż, wybacz, ale tego nie mogę Ci zdradzić. Powiem tylko to, że nasze blogi się stale umacniają. Pracujemy ciężko, aby to nasze kancelarie dominowały w sieci. Cały rynek usług prawnych powoli przenosi się do Internetu i my chcemy tam być, kiedy przyjdzie właściwy moment.

Różnica, którą widzisz powyżej, będzie jeszcze wyraźniejsza za kilka miesięcy.

*****

Kancelarie z naszej Grupy zapraszam do dyskusji na naszym forum >>

{ 22 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

Jerzy Grys 2 lipca, 2014 o 10:40 pm

Witam
wyniki nie zaskakują, przynajmniej mnie. Nie to, abym się jako „świeżak” podlizywał, ale w dzisiejszych czasach dużą rolę odgrywa marketing. Dobry i skuteczny.

Odpowiedz

Rafal Chmielewski 3 lipca, 2014 o 5:35 am

Dzien dobry Panie Jerzy! 🙂 Dziekuje za komentarz!

Tak, marketing odgrywa coraz większa role, w szczególności w naszej branży, gdzie konkurencja jest coraz ostrzejsza. I nie ma czasu na zastanawianie sie 🙂

Takie czasy, taka sytuacja 🙂

Rafal

Odpowiedz

Piotr Furtak 3 lipca, 2014 o 8:04 am

Wszystko prawda, ale…
Jak rozpoczynałem przygodę z pisaniem bloga wieczysto księgowego a było to w pod koniec 2011 r. zastanawiałem się czy nie podpiąć się pod grupę Web.lex. Z czasem doszedłem do wniosku po lekturze komentarzy na kilku najciekawszych merytorycznie blogach prawniczych, że rozwijanie bloga w grupie to takie trochę kiszenie się we własnym słodko-kwasnym prawniczym sosie. Raz jest słodko od komentarzy milutkich i milusińskich a raz kwaśno, bo spory w doktrynie albo ktoś komuś za bardzo przyciął komentarzem. Proszę tego nie traktować jako zarzutu, nie ma nic przeciwko komentarzom nawet krytycznym kolegów i koleżanek po fachu, ale blogi dedykujemy raczej nieprawni kom chcąc ich przekonać do naszej profesji i naszych usług. Tak więc zdecydowałem się na frelancerkę i całkiem nieźle mi idzie. Chwalić się jest nie ładnie ale 15 000 wejść w miesiącu to chyba nie jest zły wynik. Nie mówiąc już o tym że 3/5 moich klientów to osoby, które trafiły do mnie przez blog. Tak więc moim zdaniem grupa nie jest tak istotna istotny jest temat bloga i sposób jego prowadzenia. Pozdrawiam

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 lipca, 2014 o 10:07 am

Dzień dobry Panie Piotrze! Cieszę się z Pańskiego sukcesu – mam nadzieję, że choć w drobnej części jestem jego przyczynkiem 🙂

Ja nie wiem, skąd się bierze to określenie „kiszenie się we własnym sosie”. Słyszałem je już wiele razy. To – może – wygląda tak tylko z naszej strony. Proszę mi wierzyć, że na pewno nie ze strony pt. klienta.

Panie Piotrze, nie dziwię się, że nie dostrzega Pan wartości wzajemnej współpracy w grupie. Większość tego nie widzi. Większość osób nie dostrzega tego, co się dzieje, nie mówiąc o tym, że nie widzą, co się będzie działo. Łącznie ze mną.

Widocznie muszę więcej opowiedzieć o tym, jak Grupa pracuje 🙂 Może w jednym z kolejnych postów.

Panie Piotrze, jeszcze tylko zapytam o adres Pańskiego bloga. Czy to jest tutaj: http://www.kancelariafurtak.pl/blog ?

Serdecznie Pana pozdrawiam! 🙂

Odpowiedz

Grzegorz 3 lipca, 2014 o 8:22 am

Według mnie i Ty Rafale i Pan Piotr macie racje, mimo tego, że pozornie zdania są przeciwstawne. W grupie z pewnością jest łatwiej, gdy ma się wsparcie, ale samemu też można osiągnąć pożądany efekt – chociaż wydaje mi się, że będzie to wymagało większego wysiłku. Nie mniej jednak, niezależnie czy jest się członkiem grupy czy też nie, to i tak nic samo się nie zrobi i prowadzenie bloga wymaga sporo wysiłku. Nie mogę się wypowiedzieć w tej kwestii jako znawca tematu „blogowego”, ale tak mi się wydaje.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 lipca, 2014 o 10:19 am

No tak: ważne jest wszystko. Gdyby w zegarku jakaś część nie była dopasowana to cały zegarek by nie działał, prawda? 🙂

Generalnie łatwo, to się wygrywa w totka. Jeśli oczywiście skreśli się właściwe cyfry 🙂 Zatem samemu, czy w grupie, jeśli się chce osiągnąć pożądany efekt, trzeba włożyć w to wysiłek. Natomiast pewne rzeczy można osiągnąć znacznie szybciej. Szczególnie dzisiaj to ma znaczenie.

Bo wyobraźmy sobie sytuację: jest nowa kancelaria, radca prawny, czy adwokat wchodzi na zagospodarowany rynek, nie ma klientów, nie ma kontaktów. I co? Przecież nie będzie czekał 3 lata, aż mu się blog rozwinie, bo to nie jest czas na wąchanie kwiatków i rozpieszczanie komentarza. Trzeba działać. Szybko działać. Pierwszy rok może zadecydować o tym, czy w ogóle będzie on wykonywał swój zawód do końca życia.

A konkurencja jest duża. I z roku na rok będzie większa. Jeśli nie ja, to zrobi to ktoś inny. To jest istotna zmiana między rokiem 2009, kiedy tego bloga założyłem, a rokiem 2014. A obecność w jakiejkolwiek grupie, nie koniecznie Grupie web.lex, może istotnie pomóc w rozwoju.

Serdecznie Grzegorzu Cię pozdrawiam! 🙂

Odpowiedz

Grzegorz 3 lipca, 2014 o 10:24 am

Zgadzam się Tobą Rafale całkowicie. Natomiast to co ja chciałem przekazać to maksymalnym skrócie powinno brzmieć: Są dwa rozwiązania, prowadzić blog w ramach grupy lub całkowicie samodzielnie, każdy sam decyduje i każdy ponosi konsekwencje swojego wyboru, niezależnie jakie by one niebyły.

Odpowiedz

Jerzy Grys 3 lipca, 2014 o 8:34 am

Popieram przedmówcę. Bez rzetelnej pracy przy swoim blogu, bez pomysłu na blog, sukcesu nie będzie. Z drugiej zaś strony, marketing, zwłaszcza ten dobry, zawsze pomoże. Ja rozumiem, że nie jest marketingiem wzajemne się komentowanie na blogach, ale promocja grupy jak całości.
Cieszę się Panie Piotrze, że skomentował Pan wypowiedź Pana Rafała, bo przy okazji będę miał sposobność wejść na Pana bloga i poczytać sobie, gdyż nierzadko mam do czynienia ze sprawami wieczystoksięgowymi, bądź ich dotykającymi (także z racji bycia przez moją połowicę, referendarzem w księgach wieczystych).
A to już też jest jakiś tam, marketing.

Odpowiedz

Piotr Furtak 3 lipca, 2014 o 12:39 pm

Panie Rafale, to taki małopolski regionalizm oznaczający grupę dyskusyjną, która ma ciągoty do wzajemnej adoracji. Co w żadne sposób nie jest złe w każdym bądź razie krzywdy nikomu nie czyni. Choć moim zdaniem onieśmiela osoby z poza tego grona do zabierania głosu w dyskusji. Zauważyłem, że w grupie web.lex bardzo aktywnym komentatorem jest Pan Lech (nie pamiętam nazwiska) prowadzący blog o wekslach (swoją drogą jeden z najlepszych blogów prawniczych). Lubię jego trafne uwagi, ale czasem mam wrażenie, że znajdę jego komentarze w przysłowiowej lodówce.

Jeśli mógłbym coś doradzić prawnikom wchodzącym na rynek to.. znajdźcie niszę. Zawsze jakaś jest, a specjalizacja sama uporządkuje rynek odsyłając do lamusa prawników od wszystkiego.

Tak, mój blog jest pod adresem http://www.kancelariafurtak.pl/blog (wiem z Pańskich wpisów że blog nie powinien być zespolony ze stroną kancelarii, ale z lenistwa chciałem mieć wszystko w jednym miejscu).

Pozdrawiam

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 lipca, 2014 o 2:13 pm

Dziękuję Panie Piotrze! 🙂

Ma Pan na myśli Leszka Malinowskiego: najlepszego prawnika wśród nie-prawników 🙂 Leszek nie jest prawnikiem. I nie jest w naszej Grupie. On komentuje tak naprawdę tylko w blogach Karola Sienkiewicza i Błażeja Sarzalskiego. Tam pojawia się regularnie. W innych też, ale rzadko. W niektórych w ogóle.

Panie Piotrze, to mam taką wątpliwość: skoro Pański blog jest zaszyty w Pańskiej stronie (bardzo fajnej z resztą :)) to skąd Pan wie, że tylu a tylu klientów przychodzi z Pańskiego bloga? W takiej sytuacji goście bloga skaczą po stronie i po blogu, więc za pewne nie ma takich, co tylko zajrzą do bloga i już.

To, że nie ma Pan bloga na zewnątrz NA PEWNO znacznie ogranicza jego skuteczność. Nie sądzę, żeby decyzja o takim a nie innym układzie pochodziła „z lenistwa”, jak Pan to ujął 🙂 Bo skoro prowadzi Pan obecnego bloga, to prowadzenie bloga na zewnątrz zajęło by dokładnie tyle samo czasu. Prawda?

Nisza: Nie wiem, czy to jest dobra rada Panie Piotrze. Dlaczego? Bo ile można tych nisz znaleźć? Jeśli w świat corocznie wychodzi kilka tysięcy nowych adeptów tego zawodu to na niszę nie ma szans. Ja uważam, że trzeba wejść w konkurencyjną działkę i …. dzięki marketingowi …. zaistnieć w niej, a potem …. dać się pokazać ze strony najlepszej obsługi klienta, aby na górze się utrzymać.

Dlaczego w konkurencyjną działkę? Bo tutaj jest 1. pewność, że są klienci (w niszy może nie być klientów), 2. są do dyspozycji istniejące narzędzia i sposoby, aby zrealizować swój plan.

Oczywiście w niszę można wejść także, ale trzeba mieć świadomość tego, że edukacja klienta zajmie jakiś czas (a czas to pieniądz). W tej sytuacji warto mieć pod ręką kontakty PR, które pomogą w tym procesie. (właśnie takie kontakty dla naszej Grupy mamy – jeden ze stu powodów, dla których nie warto płynąć samodzielnie :)).

Ciekawe są takie tematy, ciekawe … 🙂

Panie Piotrze, dziękuję Panu najpiękniej za dyskusję i pozdrawiam !
Rafał

Odpowiedz

E§W 4 lipca, 2014 o 10:16 am

Panie Piotrze, a może uchyli Pan rąbka tajemnicy w jaki sposób zdobył Pan czytelników dla bloga?

Pozdrawiam,

Odpowiedz

Lech 5 lipca, 2014 o 11:03 am

Panie Piotrze, dziękuję za miłe słowa:)

Odpowiedz

Joanna Marska | Umowazdeweloperem.pl 7 lipca, 2014 o 7:26 pm

A ja wiem, dlaczego blog na kancelariafurtak osiąga dobre wyniki, i dlaczego autor poleca znalezienie niszy. Ponieważ księgi wieczyste to bardzo popularny wśród internautów temat.
Wiem po liście haseł, po których ludzie wchodzą na mojego bloga – znaczna część szuka informacji właśnie o księgach wieczystych. Dostaję też pytania związane z KW. A przecież mój blog nie jest o księgach wieczystych i zamieszczam na blogu tylko najbardziej podstawowe informacje na temat KW. Myślę, że po prostu jest głód informacji na ten temat, zwłaszcza podanych przystępnym językiem. A z drugiej strony – nie ma chyba zbyt wielu prawników, którzy by się zajmowali „na poważnie” postępowaniem związanym z księgami wieczystymi, to specjalizacja.
Dobrze, że blog taki jak pana Piotra (a właściwie „pana mecenasa”, jak ktoś woli bardziej oficjalnie 🙂 ) istnieje – społeczeństwo się edukuje, a pan mecenas zdobywa klientów :).

Ale ten blog Rafale tak naprawdę też potwierdza trochę Twoje teorie, bo blog o księgach wieczystych w 2014 r. to jak Twój blog o prawie podatkowym X lat temu. Nie ma raczej konkurencji w tej niszy (poza blogami zahaczającymi o tę tematykę). Z wieloma innymi tematami bardzo trudno byłoby się „wstrzelić” i wygrać z blogami konkurencji.

A jak mogę podpowiedzieć jeszcze inną niszę, którą warto zagospodarować, to „błędy w aktach notarialnych”. Gwarantuję że taki blog też byłby hitem (chociaż czy by byli z tego klienci, to inna sprawa…) Może jakiś były aplikant notarialny by się zdecydował na taki temat 🙂

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 7 lipca, 2014 o 8:29 pm

oj tam oj tam oj tam to że jest jakaś tam grupa potrzebującą wiedzy to jedno, drugie to czy chcą za to zapłacić!!!!!! Po co mam płacić panu mecenasowi za poradę skoro i tak przy każdej operacji na księdze wieczystej wykasuje mnie notariusz według taksy 😛 Dlatego jedynym sensownym autorem takiego bloga mógłby być właśnie pan/pani rejent, panom i paniom mecenasom odradzam. Osobiście poczytałbym takiego bloga pana/pani mecenas, ale z porady by nie skorzystał…

Następna rzecz tzw. „nisza” dla niektórych złote eldorado, ziemia obiecana i złoty cielec…. a często to bida z nędzą. Z niszą jest tak, że mogą być w niej klienci, albo ich w ogóle nie ma – dlatego jest nisza, bo każdy ten temat obchodzi wielkim łukiem… I teraz podstawowe pytanie, kto będzie miał na to czas i chęci na wychowanie sobie klientów w tej tzw. niszy? Fakt jak sobie wychowa, to przez chwile będzie monopolistom, ale znając życie pochwali się jednemu i drugiemu… i już będzie po monopolu – rynek nie lubi próżni! Ba zgodnie z teoriami ekonomicznymi „rynek” wręcz zakłada, że pojawi się większa ilość dostawców i dzięki temu cena spadnie… Dlatego trzeba to sobie przekalkulować, czy naprawdę warto żyć w „ascezie” ekonomicznej, wychowywać klientów tj. podkreślać im ich problemy, później być 5 minut na szczycie, a następnie mieć kupę naśladowców…

Owszem jeśli te 5 minut wystarczy na spicie śmietany to czemu nie… ale przy dzisiejszej sile nabywczej Polaków wątpię, że zrobi się na takim czymś miliony. Ponadto prawo to nie jest jakaś technologia do opatentowania więc te 5 minut może trwać tak naprawdę 30 sekund…, a wtedy to już na pewno śmietany nie będzie…

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 8 lipca, 2014 o 12:46 pm

Łukaszu: „Z niszą jest tak, że mogą być w niej klienci, albo ich w ogóle nie ma – dlatego jest nisza, bo każdy ten temat obchodzi wielkim łukiem” – w samo sedno. Kolejny argument za tym, że nisza to nie najlepszy pomysł.

Serdecznie Cię pozdrawiam!
Rafał

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 8 lipca, 2014 o 12:45 pm

Dziękuję Asiu za wnikliwy komentarz! 🙂

PS.: No to właśnie nisza (jeśli takowa jest) w przedmiocie ksiąg wieczystych przestała być niszą 🙂 Zapewne powstanie teraz kilka blogów w tym przedmiocie, które zostaną stworzone przez osoby, które tę dyskusję czytają….

I pytanie: jak w tym tłumie dać się zauważyć? Bez wsparcia, bez know how, bez gotowych narzędzi – trudno.

Odpowiedz

Krzysztof | Konsumentwsieci.pl 3 lipca, 2014 o 12:50 pm

Okres badania „popularności” jest – w mojej ocenie – zbyt krótki, aby w sposób chociaż częściowo miarodajny stwierdzić czy bycie w „Grupie” ma sens. 20 wejść dziennie, to mogli wygenerować członkowie Grupy 🙂 Może warto zobaczyć różnice po 6 miesiącach albo po roku? Tylko, że to jest tyle zmiennych, które mają wpływ na ilość wejść, że na ostateczny rezultat wpływ mogą mieć różne czynniki.

Na pewno, jeżeli prowadząc samemu bloga nie zajmujesz się za dużo jego pozycjonowaniem (obojętnie jakby miało to się odbywać) to trudniej jest uzyskać lepszy rezultat, niż działając w Grupie.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 lipca, 2014 o 2:26 pm

Hej Krzysztofie! 🙂

Okres badania: ja się z Tobą zgodzę. Tylko że pokazałem start dwóch blogów. Pierwsze pięć metrów w sprincie. Z tym, że ten obcy wystartował wcześniej, zatem powinien być z przodu. A jest z tyłu.

Masz rację, że te kilka wejść mogli (MOGLI – co nie znaczy, że to zrobili) wygenerować inne osoby z Grupy. A czy to źle? To dobrze 🙂 Bo (1) więcej odwiedzin daje lepsze pozycjonowanie, (2) prawnik to też potencjalny klient, czyż nie?

Krzysztof, umówmy się tak, że wyniki tych blogów pokażę po miesiącu, ok? Dla mnie też to będzie ciekawe, ale jak powiedziałem, tę prawidłowość obserwuję za każdym razem, więc zaskoczenia zapewne nie będzie 🙂

Serdeczności!
R

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 3 lipca, 2014 o 6:32 pm

Witam
Kilka pytań mi się nasuwa 1) na ile wartościowy to ruch? 2) chyba to nie są blogi o tym samym – więc jakie było nasycenie słów kluczowych?, 3) jakie jest zainteresowanie daną tematyką? 4) jaka była „story” – jeden autor pisze jak magnes, a drugi już nie…
Więc dziś będę bardzo krytyczny i napiszę krótko… bez szczegółowych danych gołe słupki nie robią na mnie wrażenia…

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 lipca, 2014 o 9:25 pm

Hej Łukaszu!

Słusznie – gołe słupki są nic nie warte 🙂 Dlatego napisałem, że blogi są o bardzo zbliżonej tematyce, oba mają po cztery artykuły, zakodowane są w ten sam sposób (taki sam, jak i Twój blog), mają bardzo podobny wizerunek, autorzy obu blogów są po moim szkoleniu – takim samym. Jest więc bardzo duże podobieństwo między nimi.

No właśnie … a czemu tak krótko napisałeś? 🙂

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 5 lipca, 2014 o 11:20 pm

Długich wywodów już nikt nie czyta tylko skanuje… Czyli nie są identyczne, a tylko podobne, czyli prawie jak ŻYWIEC :). Nie można więc według mnie tworzyć na ich podstawie „próbki badawczej”, bo to mniej więcej tak jakby zapytać 16-latkę, 30-latkę i 70-latkę co sądzi o instytucji małżeństwa… Koronnym dowodem mógłby być test dwóch blogów o dokładnie tej samej treści z tymi samymi tagami, o tej samej domenie tylko z inna końcówką – a nawet to już by mogło wypatrzyć wynik, bo .EU .PL nie równe! Dlatego wg mnie porównywanie tych dwóch blogów to jak kruszenie kopii pomiędzy dwoma przekupkami na targu o wyższości jej kiełbasy w gatunku „myśliwskiej” od towaru jej konkurentki. Tylko druga handluje „podwawelską”…

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 6 lipca, 2014 o 5:20 pm

Łukaszu, obiecuję, że jak tylko taki przypadek miał będę, to go niezwłocznie pokażę 🙂

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: