Najwyższy czas na zmiany

przez Rafał Chmielewski dnia 2 września, 2014

Zrzut ekranu 2014-02-12 o 15.27.26Józef Stalin mawiał: śmierć jednej osoby jest tragedią, śmierć 1000 osób to statystyka.

W tym jednym miał on wiele racji…

Kiedy jeżdżę po PL, odwiedzam kancelarie w dużych i małych miastach, zaglądam także i do tych warszawskich, to rzuca się w oczy jedna rzecz: duże kancelarie jakoś sobie radzą – małe coraz trudniej wiążą koniec z końcem.

Kiedy patrzę na statystyki wzrostu zastępów adwokatów i radców prawnych, i kiedy mam świadomość, że konkurencja to dziś dodatkowo jeszcze tzw. doradcy prawni, ale też brokerzy, agenci nieruchomości, czy bankowcy, a także bardziej profesjonalna grupa rzeczników patentowych i doradców podatkowych, to też cały wielki świat internetu, to jest to w sumie jedynie jakiś pozbawiony emocji obraz. Ale kiedy widzę upadającą, konkretną kancelarię, to już nie mogę w to uwierzyć i normalnie szkoda mi mojego rozmówcy. Wówczas jest to tragedia.

Gdzie jest błąd? Co jest nie tak?

To, że jest więcej profesjonalnych znawców prawa to bardzo dobrze. Tak być powinno. Powinno być ich jeszcze więcej. Problem leży jednak w liczbie klientów. A może precyzyjniej: w braku świadomości społecznej o potrzebie korzystania z usług prawnych.

Jaki mamy efekt?

Na pewno nie taki, jaki planowano osiągnąć. Mylnie uważano bowiem, że łatwiejszy dostęp do usług prawnych spowoduje, że ludzie zaczną z nich korzystać. I nagle staniemy się krajem u wysokiej kulturze prawnej.

Niestety – nic z tego.

Co więcej – duża konkurencja spowodowała tzw. psucie rynku: cena usługi prawnej spadła do niemożliwości, co wcale nie jest dobrym zjawiskiem, gdyż za ceną spadła jakość tej usługi. I co gorsza, nie zanosi się na poprawę tego stanu rzeczy: adeptów prawa jest coraz więcej, i ludzie coraz chętniej korzystają z sieci, gdzie można znaleźć już odpowiedź na niemal każdą wątpliwość.

Dla mnie jest to jasna sytuacja: w ten sposób się nie da dłużej ciągnąć. Tutaj potrzeba zmian. Nie kampanii reklamowej, ale zmian SYSTEMOWYCH. Nie billboardu powieszonego raz na 50 lat na cały miesiąc, ale stałych, konkretnych, racjonalnych działań. Po co stałych? Bo nie da się zmienić w rok tego, co się – niestety – psuło przez dekady. Trzeba pokoleń, aby zmiana miała charakter trwały.

W proces powinni zaangażować się wszyscy. W szczególności korporacje prawnicze.

Co zrobić?

Wcale nie trzeba wydawać milionów – trzeba chcieć działać i być twórczym.

Po pierwsze – trzeba wyjść do ludzi. Już od najmłodszych lat. Skoro strażak, czy ksiądz przychodzi do przedszkola na pogadankę, to czy nie może prawnik? Czy potem, w dalszej edukacji, prawnik nie może odwiedzać szkół i wyjaśniać prostym językiem różnych ważnych zagadnień. Choćby związanych z życiem codziennym?

Po drugie – warto uczestniczyć w społeczeństwie. Nie chodzi o dni darmowych porad. Ale o zżycie się z tymi, którym się służy. Czy akcja Jurka Owsiaka nie może być świetnym medialnym pretekstem do zrobienia czegoś dobrego? Pomysłów może być wiele.

Po trzecie – koniecznie trzeba zmienić nastawienie we własnych głowach. Cokolwiek robisz, pamiętaj, robisz to dla ludzi i dzięki ludziom. Od początku do końca zależymy od innych ludzi. Tak, jak nie ma dyrygenta bez orkiestry, tak nie ma prawnika bez klientów. A każda praca jest służbą dla drugiego człowieka. Sama zmiana mentalna, inne podejście do klienta, już wiele zdziała.

Po czwarte – zostawmy okropne hasła w stylu „Nie skubiemy”. Szkoda pieniędzy na reklamy, billboardy, itd. Kto to w ogóle dzisiaj ogląda? Sam twórca tej kampanii nie zwraca uwagi na tę przestarzałą formę promocji, więc skąd pomysł, że „zwykli” ludzie ją docenią? Zamiast tego wspierajmy samych prawników, którzy mają bezpośredni kontakt z klientem i to oni najlepiej świadczą o sobie. To oni mogą zbudować najlepszy wizerunek całej branży w oczach społeczeństwa.

Po piąte – wspierajmy prawników, którzy prowadzą doskonałe blogi prawnicze. Jeden taki blog zmienia bardzo wiele w mentalności setek tysięcy osób, którzy się przez niego przewijają przez lata. Każdy dobry blog prawniczy robi kawał świetnej roboty za tych wszystkich, którym się nie chce i którzy widzą tylko statystyki.

Na pewno pomysłów może być jeszcze cała masa. Ale kluczem do zmiany sytuacji jest umiejętność nawiązania relacji i umożliwienie poznania siebie takimi, jacy naprawdę jesteśmy. W ten sposób zbudujemy zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. 

*****

Dziecko, jak jest chore, to doskonale wie, że powinno iść do lekarza. Dziecko powinno też wiedzieć, że prawnik, to jest taka osoba, do której się można zwrócić w każdej chwili, jeśli się dzieje coś złego. Bo prawdą jest, że z „Radcą prawnym bezpieczniej” (z adwokatem też). Tylko, że mało kto w to wierzy.

{ 20 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

Wojciech Wawrzak 2 września, 2014 o 9:31 pm

Rafale, czy to ten emocjonalny wpis, o którym mówiłeś? Bo emocji rzeczywiście w nim wiele. I prawdy też. Prawnicy są dla ludzi i bez nich nie mogą funkcjonować, niemmają racji bytu. Dlatego musimy pochylać się nad każdą ludzką historią i każdego człowieka, który zwraca się do nas o pomoc traktować wyjątkowo.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 2 września, 2014 o 9:53 pm

Dziękuję Wojtku! 🙂

[to nie ten wpis, o którym mówiłem – ten czeka na publikację]

Odpowiedz

Jarek 3 września, 2014 o 7:27 am

Witaj Rafale,

To, że osoby fizyczne (tzw. klienci indywidualni) nie widzą potrzeby korzystania z prawników było wiadomo już od dawna.

Bardziej przerażające jest to, że 93 % firm w Polsce nie korzystała lub nie będzie korzystać z usług prawników (tak wynika z badań). I o ile jestem w stanie zrozumieć tych tzw. klientów indywidualnych, gdyż do Sądu idzie się wtedy jak trzeba się rozwieść, podzielić spadek lub ktoś nas o coś pozwał – najczęściej o zapłatę jakiejś kwoty (polecam obserwacje własnej rodziny lub znajomych), to niestety nie jestem w stanie zrozumieć osób prowadzących działalność gospodarczą, gdyż prowadzenie biznesu niesie ze sobą o wiele więcej zagrożeń prawnych aniżeli codzienna egzystencja przysłowiowego zjadacza chleba. Później jest taki efekt, że duża spółka podpisuje umowę dajmy na to na realizację portalu internetowego za kilka tysięcy na jedną stronę A4, co jest nie do pomyślenia.

Do tego dochodzi tzw. kontekst o którym kiedyś wspominałeś na jednym ze swoich szkoleń. Nie wiem czemu ale ludzie nie lubią prawników, czy ktoś słyszał, żeby ludzie nie lubili lekarzy czy architektów. Ze swojej dotychczasowej praktyki powiem nawet, że na osiedlu, na którym otworzyłem działalność spotkałem się nawet z pewnego rodzaju nienawiścią, kiedy wywiesiłem szyld swojej Kancelarii. Nie mam pojęcia z czego się to bierze, ale na takiej bazie społecznej nie da się budować klienteli.

I ostatnia rzecz, niech sprawa rynku usług prawnych w końcu pozostanie poza sferą zainteresowania polityków, to nie przynosi nic dobrego a wręcz odwrotnie. Dlaczego nikt nie mówi o potrzebie deregulacji wspomnianych dentystów, niech dentystą zostanie każdy kto chce, dlaczego nie. Prawnikom natomiast dostaje się po dupie przy każdej większej zmianie prawa w zakresie zawodów w tym kraju.

Przepraszam za obszerność komentarza 😉

Pozdrawiam,

Jarek

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 września, 2014 o 7:59 am

Jarku, ja się z Tobą zgadzam w 100%.

Ostatnio miałem kontakt z małą firmą, która potrzebowała dokumentacji na potrzeby rejestracji bazy danych osobowych w GIODO. Osoba decyzyjna powiedziała, że sama sobie poradzi, potrzebuje tylko jakiegoś wzoru. …. Ja mówię jej tak: „Po co? Po pierwsze spędzisz nad tym dwa tygodnie i do tego zrobisz to źle. Po drugie – jeśli zrobi to osoba kompetentna, to ona poniesie odpowiedzialność w razie czego, a nie ty. Warto zapłacić i mieć czas i święty spokój. ” Niestety nie były to argumenty wystarczające.

Tak, ja sądzę, że nasza branża cierpi na niewłaściwy kontekst. Zanim otworzyłeś kancelarię na swoim osiedlu, to byłeś swój. Ale teraz, to inni widzą Cię w kontekście opinii, jaka jest o prawnikach. Opinii kompletnie niewłaściwej.

Jarku, to tak jak z Jezusem: kiedy poszedł nauczać do Nazaretu, gdzie się urodził i go wszyscy znali, to go wygnali kamieniami. Tak samo jest niestety wtedy, kiedy zaczynasz coś robić w środowisku sobie znanym. Ja nie mam żadnego klienta z grona moich znajomych z czasów studiów. Wszyscy moi klienci, to osoby z zewnątrz.

To też jest kwestia kontekstu. Tylko że nieco inaczej on wygląda. Ale nakłada się na kontekst prawnika w oczach społeczeństwa.

Ja sądzę, że zmiana jest możliwa. Ale do tego trzeba edukacji społecznej.

Do tego na szczęście mamy dziś blogi i możemy w miarę skutecznie przeciwdziałać jakimkolwiek kontekstom 🙂

Serdecznie Cię pozdrawiam Jarku! I trzymam kciuki!

Odpowiedz

Maciej Sawiński 3 września, 2014 o 7:53 am

Rafale, w pełni zgadzam się z Tobą, że samorządy zawodowe powinny w końcu podjąć poważne dziania promocyjne. Niestety ich działalność na tym polu czasami może wywoływać skutki odwrotne od zamierzonych. Temat żywo mnie interesuje dlatego przepraszam za niestandardową długość komentarza:)

Oficjalna strona Adwokatury przypomina często newsletter jakiejś organizacji sportowej, co nie wygląda dobrze z punktu widzenia osób spoza środowiska. Możemy tam przeczytać np. o mistrzostwach w wędkarstwie, zawodach hippicznych czy rejsie członków NRA żaglowcem. Niestety dla dużej części potencjalnych klientów (o czym można się przekonać choćby czytając komentarze pod artykułami na prawo.rp.pl czy prawnik.pl) jest to potwierdzenie stereotypu, że adwokaci śpią na na pieniądzach, więc można od nich oczekiwać darmowych usług.

Nie mam nic przeciwko integracji środowiska, ale w sytuacji gdy słyszymy cały czas o potrzebie podejmowania działań wizerunkowych, myślę że szala aktywności samorządowej i wydawanych środków powinna się przechylić raczej na stronę promocji.

Na adwokatura.pl zamiast informacji o kolejnych mistrzostwach mogłyby się znajdować informacje nt. bieżących zdarzeń, budzących zainteresowanie opinii publicznej. Mamy przecież w swoich szeregach specjalistów z każdej dziedziny prawa. Nie widzę więc przeszkód, żeby strona Adwokatury stała się opiniotwórczym publikatorem, cytowanym w głównych mediach. Dlaczego przy okazji co drugiego projektu ustawy słyszymy we wszystkich mediach jakie jest stanowisko Episkopatu, a nie poznajemy opinii Adwokatury?:)

Niedawno kiedy przypadkowo zobaczyłem na stronie TOK FM news o tym, że adwokaci najpierw mamią klientów wizją wygranej, a potem biorą pieniądze i nic nie robią, napisałem po prostu do Autorki, a reakcją było zaproszenie mnie do rozmowy na antenie. Myślę więc, że gdyby Adwokatura reagowała na bieżące wydarzenie dotyczące, szeroko pojętej, sfery prawnej, poprzez komentarz kogoś o uznanym nazwisku, działającego z oficjalnym „stemplem” samorządu, to spotkałoby się to z pozytywną reakcją mediów.

Doskonałym przykładem na to, że w mediach jest zapotrzebowanie na przystępną i rzetelną analizę zagadnień prawnych jest częsta w nich obecność mec. Katarzyny Przyborowskiej, która przybliża publiczności zagadnienia szeroko pojętego prawa medycznego. Dlaczego władze samorządu radcowskiego nie miałyby poprosić Pani Mecenas aby wypowiadała się na te tematy również w imieniu korporacji? Samorządy mają odpowiednie zasoby – trzeba tylko chcieć z nich skorzystać.

Niestety na razie jedynym pomysłem mojego samorządu na promocje zawodu są ponawiane ciągle akcje darmowych porad prawnych. W mojej praktyce niestety niemal na co dzień spotykam się z oczekiwaniem, że porady prawne powinny być udzielane nieodpłatne. Z tego co mi wiadomo jest to zjawisko powszechne w przypadku małych kancelarii.

Uważałem, że promowanie zawodu poprzez dzień darmowych porad może przynieść pozytywne rezultaty, dlatego niemal od razu po rozpoczęciu działalności wziąłem udział w takiej akcji.

O ile jednak jeden dziań darmowych porad w roku może służyć promocji zawodu, to organizowanie takich akcji częściej może być już psuciem rynku. Obawiam się, że większa częstotliwość tego typu akcji będzie skutkowała tym, że ta nieliczna grupa osób, która byłaby skłonna skorzystać z porady prawnej powstrzyma się z tym do czasu, aż będzie ją mogła uzyskać nieodpłatnie, skoro okres oczekiwania potencjalnie będzie niedługi. Takie zjawisko jest obecne w niemal wszystkich branżach, z wyjątkiem rynku dóbr „dnia codziennego” jak np. żywność itp.

Nie jestem też pewien czy takie akcje rzeczywiście poprawiają nasz wizerunek. Często wydaje mi się, że dla dużej liczby potencjalnych klientów uchodzimy za ludzi bogatych, a do tego bezczelnych, gdyż żądamy pieniędzy za odpowiedź na ich pytania, której wszak możemy udzielić prosto z głowy, bez wysiłku i bez kosztów. Wśród takich osób akcje promocyjne mogą wzmacniać przekonanie, że porady prawne mają w istocie znikomą wartość.

Na zakończenie warto odnieść się do poruszonej przez Ciebie kwestii promocji zawodu poprzez rzetelne wykonywanie swojej codziennej pracy i odpowiedni poziom obsługi klientów. Dodałbym do tego powstrzymywanie się przed realizowaniem swoich celów wyborczych i prowadzeniem konfliktów personalnych kosztem wizerunku zawodu, co niestety w ostatnich miejscach ma miejsce w warszawskiej Adwokaturze – vide niemal codzienna „wymiana uprzejmości” na łamach prasy.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 września, 2014 o 8:10 am

Maćku, serdecznie Ci dziękuję!

Ważne, że takie argumenty są poruszane. Mnie się wydaje, że samorządy żyją własnym życiem w oderwaniu do realiów. Czasem próbują też ugryźć ciastko dla siebie, jak to niedawno było w przypadku promocji zawodu radcy prawnego: https://www.e-marketingprawniczy.pl/2013/04/19/z-radca-prawnym-bezpieczniej-czy-moze-z-firma-das/

Naprawdę jest wiele do zmiany…

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 3 września, 2014 o 8:54 am
Łukasz Wilczkowski 6 września, 2014 o 11:31 pm

No no no „Orły Temidy” ubolewają nad swoim losem, Panowie „dura lex sed lex” oczywiście chodzi tu o prawo rynku…. proponuje sobie przypomnieć egzamin z prawa rzymskiego i sprawdzić z czego i jak żyli ówcześni juryści… nikt im niczego nie gwarantował, a z kasą też nie było różowo….

A bardziej współcześnie duża cześć ludzi i ja też nie wierzą w polski wymiar sprawiedliwości, co prawda najczęściej mam do czynienia z sądownictwem administracyjnym i mówiąc krótko, jest ono dla mnie fikcją… ale dzięki takim wrażeniom przekładam to na cały aparat sprawiedliwości i obym nie musiał tego sprawdzać, czy gdzie indziej jest inaczej…

A tak z własnego doświadczenia z tzw. Sądownictwa Powszechnego. Z dziesięć lat temu kiedy pracowałem w dziale windykacji mieliśmy problem, bo wydział kredytów spieprzył zabezpieczenie tj. nie dopilnował przewłaszczenia pojazdu, a komornik siadł nam na samochód, który był przedmiotem kredytu… W związku z powyższym wystąpiła paląca potrzeba wystawienia BTE (bankowego tytułu egzekucyjnego) i dołączenia do postępowania egzekucyjnego… Tylko w tamtym czasie cała zabawa trwała od 3 do 6 miesięcy… a licytacja auta miała być w zasadzie na „wczoraj”. Wtedy jeden z mecenasów, który obsługiwał nasz bank kazał przygotować papiery, wziął je pod pachę i zaniósł osobiście do Sądu… po powrocie powiedział, że klauzula będzie za jakieś 3 tygodnie!!! A do mnie powiedział wtedy tak „młody nie ważne jakie masz argumenty na wokandzie, ale kogo znasz w Sądzie…” – nic dodać nic ująć tak postrzegam nasze Sądownictwo, no już nie tylko Sądownictwo…

Odnośnie natomiast szkolnictwa i dostępu do rynku. Polecam przeprowadzić analizę prawno-porównawczą Panowie mecenasi waszej sytuacji zawodowej… bo śmiać mi się chcę z tego jojczenia…

Zachęcam do lektury http://nawokandzie.ms.gov.pl/numer-11/studia-i-kariera-11/prawniczy-american-dream.html 1 prawnik na 265 mieszkanców! A w Polsce Google podaje, że 2012 roku było 38,54 miliona osób na blogu Pana Sowińskiego statystyka to 55,3 tyś (adwokaci + radcowie + aplikanci wszelakiej maści) czyli +/- 687 ludków na jednego prawnika nie licząc firm! Czyli do USA to nam jeszcze daleko…

Polecam zwrócić także uwagę na rodzaj kształcenia w cywilizowanych krajach, a nie naszym popłuczynie demokracji! Swego czasu w mediach i na tym blogu też, była kupa wrzasku na temat nowości Uniwersytetu Wrocławskiego, a mianowicie 2,5 letnich studiów po uzyskaniu tytułu inżyniera lub licencjata, a Pani minister http://www.kancelaria.lex.pl/czytaj/-/artykul/absolwenci-2-5-letniego-prawa-bez-aplikacji ponoć się przychyliła do wniosku wszystkich tych, którzy zaczęli wrzeszczeć, że jakie to nieuki będą wychodzić, a w mojej opinii akcja miała głównie na celu uszczelnić koryto…. Proponuje dla odmiany zawodowej odstawić Dz. U. RP i zobaczyć jak jest np. w Holandii, a dopiero później wrzeszczeć i jojczyć…

Piszesz Rafale: „Ale kiedy widzę upadającą, konkretną kancelarię, to już nie mogę w to uwierzyć i normalnie szkoda mi mojego rozmówcy. Wówczas jest to tragedia”. To nie tragedia to rynek, a żaden Wydział Prawa nie szkoli z konkretnego marketingu z zachowania na współczesnym rynku… i lepiej dla Ciebie Rafale, żeby nie zaczęli, bo jak to zrobią na masową skalę to po Tobie… znaczy będziesz się musiał chyba przebranżowić…

Ci ludzie, których spotykasz może też się powinni przebranżowić… rynek płaci za to czego potrzebuje… Poznaliśmy się w grudniu 2012 r. na szkoleniu Piotra Michalaka w W-wie… Nie wiem, co wtedy Ty tam robiłeś, ale ja przyjechałem po wiedze do naprawienia swojej firmy… Ustawodawca zafundował mi zmianę przepisów i z tego z czego żyłem nagle przestałem żyć, nikt się nie pytał w sejmie czy Łukasz Wilczkowski będzie miał z czego żyć… po prostu machnęli wdrożenie dyrektywy unijnej i mój biznes szlag trafił… Oczywiście mogłem siąść i pobeczeć chlip chlip, ale wybrałem zmianę…

Poszedłem z powrotem na etat, a firmę dziś robię po południu, bo dochody się tak skurczyły, że nie można było wszystkiego z niej popłacić… i systematycznie od prawie dwóch lat przemodelowuje swój biznes uczę się marketingu, który przed zmianą opierał się głównie na „marketingu szeptanym” – klienci sami dzwonili i się pchali… Przez prawie dwa lata prowadzenia firmy miałem „telefon na kartę”, a ilość (stosunek)połączeń przychodzących do wychodzących był 10/1. 50 zł na karcie potrafiło mi starczyć na 3 miesiące, a dziś mam taryfę no limit, a stosunek telefonów wychodzących do przychodzących jest w drugą stronę. Wydawało mi się, że mam perpetuum mobile….

DZIŚ KLIENTA TRZEBA SZUKAĆ tylko wasze „leśne dziadki” czyli Ci wszyscy, którzy są za blokowaniem reklamy usług prawnych, ograniczeniami w mgr prawa, aplikacjami, ograniczeniami korporacyjnymi, przymusem adwokacko-radcowskim doskonale wiedzą, że to nie ich bajka, że młodzież ich rozniesie w drobny pył i z czego wtedy Pan mecenasik w wieku 60 lat będzie żył… pójdzie do łopaty?

Jakim prawem ustawodawca zmusza mnie dzisiaj do korzystania z usług adwokata lub radcy prawnego przy sporządzaniu apelacji lub dlaczego pełnomocnikiem mojej firmy przed WSA nie może być pierwszy lepszy „Jurek-ogórek” tylko musi albo pracownik, albo radca albo adwokat. Może mnie nie stać na adwokata/radcę… W mojej opinii jest to pogwałcenie mojego prawa do Sądu… jakikolwiek przymus adwokacki/radcowski powinien być wyłączony! To ja powinienem decydować czy chce „profesjonalistę” czy mojego kolegę do którego mam zaufanie…

Zresztą co do profesjonalności, co poniektórych adwokatów to też mam już swoją opinię – dla dociekliwych polecam jeden z moich wcześniejszych wpisów, kiedy jeden z Gliwickich mecenasów olał moją fakturę na 615 zł bo koszty zastępstwa procesowego było dla niego śmieszne….

Ba jeszcze powiedział: „ale z tej faktury to Pańskie roszczenie się już przedawniło…” Buhahaha 615 zł mam już dawno na koncie i pomyśleć, że ten niedouczony burak miał mnie reprezentować… na szczęście był zbyt pazerny albo leniwy…

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 7 września, 2014 o 5:51 am

Hej Łukaszu!

Dzięki za – jak zawsze – wyczerpujący i oryginalny komentarz 🙂 „Głos z zewnątrz.”

” i lepiej dla Ciebie Rafale, żeby nie zaczęli, bo jak to zrobią na masową skalę to po Tobie… znaczy będziesz się musiał chyba przebranżowić…” – hehe, to bym się przebranżowił. Zrobiłem to już dwa razy w swoim życiu i na pewno zrobię jeszcze raz przynajmniej.

„…Wydawało mi się, że mam perpetuum mobile….” Łukasz – masz. Tylko widocznie tryby nie pasują, bo nie działa. Jak się domyślam, wpadasz w tę samą pułapkę, co większość przedsiębiorców: wszystko robisz sam. Jeśli ogarniasz meritum samodzielnie, to nie wystarczy Ci czasu na rozwój: marketing, dbanie o klienta, strategia, itd. Biznes, to system, który powinien działać bez Ciebie. Oczywiście nie da się tego zrobić od razu nie mając zaplecza finansowego, ale to jest kierunek dla przedsiębiorcy.

Koniecznie przyjedź na web.lex school w Krakowie! 🙂

Rafał

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 7 września, 2014 o 10:17 am

Właśnie jestem po rodzinnym niedzielnym śniadaniu 🙂 za chwile śmigamy do lasu na wrześniowe grzybki, mam nadzieje, że jak mawiają myśliwi będzie „Darz Bór” i las obsypie nas prawdziwkami…. oczywiście tematem przewodnim przy śniadaniu był Twój artykuł Rafale, no i wszystkie komentarze w tym i mój….

Rozmowa była burzliwa, bo moja żona to mgr inż. budownictwa z uprawnieniami Śląskiej Izby Budowlanej czyli suma summarum reglamentacja państwa w zakresie dostępu do zawodu inżyniera – kierownika budowy….

Argumenty za i przeciw latały nad stołem z ostrością działa laserowego… zahaczyliśmy i o lekarzy (pół mojej rodziny to lekarze) tj. o ich prawo do wykonywania zawodu czyli reglamentację państwa w tym zakresie…. Żeby zdążyć na grzybki ogłosiliśmy zawieszenie broni…, a czy osiągniemy porozumienie na wszystkich płaszczyznach wątpliwe…

Tak samo jak Ty, jako osoba fizyczna miałem już 3 poważniejsze zmiany profesji – zawsze gdzieś żongluje paragrafami, ale z różnych kierunków, a tak jak napisałem właśnie transformuję swoją firmę do warunków rynkowych, tak aby rynek znowu mnie chciał…

W legii cudzoziemskiej mawiają „maszeruj albo giń” i to dedykuje tym wszystkim, którzy umieją tylko jojczyć, albo weźmiecie się w garść i dostosujecie do rynku… lub całkowicie przeskoczycie w inne „buty”, albo gińcie bo takie są prawa przyrody…, a w tym przypadku prawa rynku kapitalistycznego, którego ponoć większość chciała po 89 roku…

Odpowiedz

Jarek 7 września, 2014 o 4:58 pm

Chciałem tylko zauważyć, że dyskusja dotyczyła tego, że społeczeństwo nie chce korzystać z usług, a nie, że konkurencja rośnie, to według mnie trochę inne kwestie, ale w porządku.

Ponadto za stan wymiaru sprawiedliwości i poziom orzeczeń odpowiadają sędziowie i Minister Sprawiedliwości, natomiast obarczanie profesjonalnych pełnomocników za istniejący stan rzeczy w sądach jest lettkim nieporozumieniem.

Pozatym nie ma obecnie czegoś takiego jak przymus radcowsko-adwokacki w sprawach sądowych, on istnieje jedynie na poziomie Sądu Najwyższego oraz Naczelnego Sądu Administracyjnego i według mnie jest to rozwiązanie prawidłowe, gdyż ma to bronic te instancje przed nadmiernym pieniactwem.

Sprawy za 615 zł to niestety ale prawie nikt nie wezmie i to nie dlatego, że komuś się nie chce. Poprostu korzystanie w tak drobnych sprawach z pomocy profesjonalnego pełnomocnika jest nieopłacalne dla samego Klienta. Koszt wynagrodzenia za napisanie pozwu i stawiennictwo w tej sprawie wyniosło by około połowę tego, więc czasami niestety ale lepiej samemu się zając sprawą.

Reprezentowanie ludzi przed sądami to nie jest praca rzemieślnika jak dorobienie klucza w punkcie ksero czy naprawa buta u szewca. To jest duża odpowiedzialność, w tym odpowiedzialność materialna, często za czyjś majątek, decyzje pełnomocnika mają swoje skutki i to często nieodwracalne. Klucz możesz sobie zmienić, dorobić inny, jak szewc źle coś ci zrobi to idziesz do innego i tyle. Apelację czy pozew w danej sprawie możesz napisać z reguły tylko raz. Jak coś będzie zw….one to przegrasz sprawę i nic i nikt ci wtedy nie pomoże. Można to wtedy zwalić na wymiar sprawiedliwości,ale to tak jak narzekać na publiczną służbę zdrowia, niby ktoś zawinił ale nie wiadomo kto.

Dlatego nie uważam, żeby pan „Jurek-Ogórek” miał niezbędną wiedzę do tego, żeby występować przed sądami. Jako przykład podam klienta, który się do mnie ostatnio zgłosił z jedną sprawa, sprawa na pozór prosta – zwrot zadatku. Sprawę prowadził sobie klient sam w pierwszej instancji – przegrał, apelację ktoś mu napisał, nie chciał powiedzieć kto, nie ważne, apelacja oddalona. Mówi, że chce iść do Sądu Najwyższego, i co? Sprawy oczywiście nie wziąłem, a dlaczego??? Z prostej przyczyny, nie mam ochoty naprawiać czyiś błędów. Niektórych rzeczy nie da się sprostować, jak tego buta, którego ktoś źle naprawił.

Tak więc tak długo, jak ludzie nie zrozumieją na czym polega praca prawnika, że nie jest to dorobienie sobie klucza w 15 minut, tak długo nie będzie zrozumienia po obu stronach. I nie to, że dorabiam sobie specjalnie jaką mitologię do tej pracy, tak to poprostu wygląda.

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 9 września, 2014 o 11:44 pm

Ok dyskusja dotyczyła, tego że społeczeństwo nie chce korzystać z usług, ale jako ludek spoza korporacji postrzegam to tak…

1) Nie korzystają, bo nikt tego nie uczy za młodu…, co podnosił Rafał. Nie ma kultury prawnej w tym zakresie… i przy dzisiejszym podejściu waszych dziekanów to raczej długo nie będzie…,

2) Nie korzystają, bo dużej części na to nie stać, jeżeli ktoś zarabia 1800 zł netto, ma dwójkę dzieci na utrzymaniu w wieku szkolnym to jak ma pójść po poradę do prawnika, za co? On/ona/oni wybiorą książki/wyprawkę szkolną lekarstwa i inne takie – tak myśli duża część waszych klientów!!! To jest ekonomia życia, prawnik po, co mi prawnik jakoś to będzie…. a dziś zapłacę za POLSAT, co ja sąsiadom powiem, że mi telewizję odłączyli… tak często myślą klienci – no i mają do tego prawo, to ich życie, a nie wasze lub moje,

3) Nie korzystają, ale bardziej nie docierają do was bo nastąpiło rozdrobnienie rynku, zwiększyła się konkurencja. Nastąpiło to dokładnie w mojej branży, przed implementacją dyrektywy unijnej szkolenia dla kierowców zawodowych mogły robić tylko WORD-y – bardzo długo miały monopol – cena szkolenia była wtedy około 800-1000 zł, później do szkolenia dołączyły stowarzyszenia transportowe i one zaczęły podcinać cenę poniżej 800, ale mniej niż 500 zł nikt raczej nie schodził, po wdrożeniu dyrektywy kurs może prowadzić każdy ośrodek, który wpiszę się na listę u Wojewody – ceny spadły do 300-350 zł, a w niektórych miastach jest po 4-5 ośrodków szkolenia kierowców zawodowych, ALE TEGO WŁAŚNIE OCZEKUJE RYNEK – spadku ceny wraz ze wzrostem konkurencji…,

4) Wasi klienci nie postrzegają wymiaru sprawiedliwości poprzez poziom orzeczeń, pracę sędziów i Ministra, oni postrzegają WAS poprzez wygrał/przegrał jeśli nie wygracie sprawy waszego klienta guzik obchodzi poziom wymiaru sprawiedliwości i wasza argumentacja w tym zakresie. Wy jesteście profesjonalnymi pełnomocnikami i to wy macie wygrać, albo przed procesem wyłożyć czarno na białym, że jest 50%, 60%, 90% na wygraną lub kawa na ławę „nie idź Pan z tym do Sądu, bo Pan przegrasz”, ale doskonale wiemy, że jakiś % z branży pcha się na siłę na wokandę i ciągnie, za każdą rozprawę, gdzie temat powinien zakończyć się na poradzie, a w jej trakcie krótka piłka – NIE IDŹ PAN DO SĄDU…,

5) Jak najbardziej istnieje przymus radcowsko-adwokacki przynajmniej ja to tak interpretuje… Jaka była przesłanka ustawodawcy nie będę wnikał, być może ochrona przed pieniactwem, ale jak dla mnie jest to ograniczenie mojego prawa do Sądu… i idę o zakład, że bez problemu znajdę adwokata/radcę prawnego, który mi napisze apelację za odpowiednie wynagrodzenie nawet w sytuacji w której apelacja była by całkowicie bezzasadna. Jak dla mnie to tylko kwestia odpowiedniego honorarium, a taki miś już sobie odpowiednie słowa znajdzie…,

6) Jeszcze kilka lat w tym kierunku tj. zwiększenia się konkurencji, a sprawy za 615 zł będzie brał, co któryś, a nie prawie nikt. Z dwa lata temu widziałem ogłoszenie na radcę prawnego – pełen etat w Urzędzie Skarbowym, wynagrodzenie 3000 zł netto z jakimś tam ogonkiem… Przy wymiarze 160 h na miesiąc wychodzi 18,75 zł na godzinę… Jeśli tam znaleźli gościa za 18,75 zł na h to i znajdą się tacy, co 615 zł wezmą i się będą cieszyć! Odnośnie sytuacji z Panem mecenasem za 615 zł zaproponowałem mu, żeby temat sprzedał aplikantce jak nie ma ochoty, ale on stwierdził, że takowej nie ma, tylko że w sekretariacie siedziała taka jedna, która nią musiała być – wynikało to z treści rozmowy jej ze mną, a później z jej rozmów przez telefon…. Według mnie lepiej się uczyć na małych błędach niż na 615 tyś zł, ale to już kwestia apetytu (na koszty zastępstwa) i zamiłowania do ryzyka… Jak dobrze kojarzę odpowiadacie przez 10 lat za błędy do 10-krotności sumy, którą dochodziłem, ale może się mylę – zresztą to wasz problem nie mój… Przy 615 zł OC by starczyło, ale przy 615 tyś złotych niekoniecznie…. Co do opłacalności procesu to moja broszka, ja wiedziałem, że sprawę mam wygraną, wiedziałem też, że dłużnik jest wypłacalny, a przecież suma summarum to on płaci na końcu wszystko, a nie ja…. Więc 300 zł na rzecz Pana mecenasa, żaden problem i jak by mi na to jeszcze fakturę wystawił, którą można by wrzucić w koszty to już po prostu poezja, ale nie chciał…,

7) Nikt nie twierdzi, że reprezentowanie ludzi przed Sądami to dorabianie kluczy, ale też nie twórzmy wizji prawnika SUPERMENA, który ciągnie tematy ponad swoje siły jak „Łysek” z lektury szkolnej. Duża część waszej pracy to kopiuj, wklej zwłaszcza po kilku latach pracy…. Problemem są sprawy nie typowe, a tych wcale nie trzeba brać… mam znajomą, którą robi tylko rozwody, na brak pracy nie narzeka i jedzie na kilku wzorcach i tylko dane aktorów spektaklu zmienia – jak dla mnie to taki „rzemieślnik od rozwodów”,

8) Są ludzie w tym kraju, którzy biją was na łeb pod względem znajomości prawa materialnego i procesowego, jako przykład mogę podać swojego kolegę który z wykształcenia jest inż. górnictwa, a prawo materialne w zakresie „prawa transportowego” i KPA ma w najmniejszym palcu i takich „Jurków-Ogórków” mam właśnie na myśli ludzi, którzy dany temat znają od podszewki i bez problemu dadzą sobie radę z niejednym sędzią, adwokatem i radcą prawnym, tylko trzeba im dać taką możliwość…,

9) Na sam koniec… nie było by problemów w waszych zawodach, ale przesadziliście z „utrudnianiem” dopływu świeżej krwi do korporacji… Zobaczyli to politycy populiści, pociągnęli temat w drugą stronę, żeby nabić punktów u wyborców, jak to walczą z kastowością, jak to walczą o młodych, żeby mieli pracę itd……. Efekt właśnie widzimy, co niektórzy mają zadyszkę. Więcej, co niektórzy wylecą z zawodu. Nie dlatego, że są kiepskimi prawnikami, mogą być wspaniali…, ale wylecą, bo kształcono was na prawników, a nie na sprzedawców. Rynek was po prostu zweryfikuje, po pierwsze ceną za usługę (nie każdy będzie chciał pracować za 18,75 zł/h, dwa umiejętnościami sprzedażowymi… a przez to wielu dobrych prawników padnie, bo będą kiepskimi sprzedawcami, a wielu średnich prawników będzie spijać śmietanę, bo będą ekspertami sprzedaży swoich usług.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 10 września, 2014 o 6:26 am

Łukaszu, ale masz „gadane” 🙂

Co do Twego ostatniego punktu: zapewne tak jest, że opinia i wizerunek branży wynika z postawy jej przedstawicieli, którzy nad tym pracowali sumiennie przez dziesięciolecia. Dzisiaj ten zły (bo zły bez dwóch zdań) kontekst trzeba zmieniać. Niestety padło na tych naszych kolegów i koleżanki, którzy nie mają z tym nic wspólnego: muszą nadrobić stracone lata za starszych i dużo starszych.

Ale to się zrobić da. I Nasz Krąg jest tego najlepszym przykładem 🙂

Jeśli ktoś zarabia 1800 netto i ma rodzinę na utrzymaniu, to tak – nie stać go na usługę prawnika. To oczywiste (zapewne nie stać go nawet na utrzymanie rodziny).
Jednak jest to także efekt zaszłości: bo gospodarka nie na takim poziomie jak trzeba, a ja bym też powiedział, że edukacja zawiodła.

W obu przypadkach w mojej opinii zawodzi system państwa. On ukształtował takie a nie inne postawy społeczne. Ale nie ma co narzekać. W końcu system tworzymy MY i my go musimy i mamy obowiązek zmienić. A jak nie zmienić, to przynajmniej poprawić.

„Tako rzecze ….”

🙂

Odpowiedz

Maciej Sawiński 10 września, 2014 o 7:20 am

Pół żartem, pół serio można odpowiedzieć, że Pana wypowiedź paradoksalnie dostarcza argumentów za koniecznością istnienia samorządów prawniczych. Na aplikacji uczymy się bowiem m.in. tego, że nie należy pisać w taki sposób jak Pan, a uczestnicząc w sporze należy zachować szacunek do drugiej strony. Teksty typu „mecenasiki”, „jojczenie” itp. naprawdę nie sprawiają dobrego wrażenia na większości czytelników. Tak przynajmniej wskazuje moje doświadczenie zawodowe. Mam nadzieje, że swoją fachową opinię na ten temat przedstawi Rafał, który często podkreśla rolę komunikacji i konieczności wywoływania pozytywnych emocji u adresata przekazu.

Wbrew temu co Pan twierdzi samorządy zawodowe istnieją przede wszystkim w interesie klientów, a nie swoich członków. Zawody, których bieżąca działalność jest oparta na wysoko specjalistycznej wiedzy, niedostępnej klientom, muszą być uregulowane i poddane kontroli samorządu. Z uwagi na ich specyfikę samo działanie rynku nie jest w stanie zapewnić należytej ochrony klienta. Osoba niebędąca prawnikiem nie jest w stanie ocenić jakości pracy swojego pełnomocnika. Często jedynym kryterium tej oceny może być negatywny dla strony wyrok, a wtedy może być już za późno na jakąkolwiek korektę. Egzaminy, aplikacja, zastępowanie patrona przed sądem, odpowiedzialność dyscyplinarna oraz obowiązkowe wysokie ubezpieczenie OC, zapewniają jednak klientowi dużo większe bezpieczeństwo niż brak regulacji. Prawo staje się coraz bardziej skomplikowane, a obszar regulacji stale się poszerza. Dlatego też powinny istnieć minimalne gwarancje, że wiedza osoby mającej świadczyć usługi prawne powinna zostać zweryfikowana, przed dopuszczeniem jej do wykonywania zawodu. Aplikacja czy zdany egzamin zawodowy oczywiście nikogo nie uczyni super prawnikiem, ale jest pewnym znakiem minimalnej jakości.

Absolutnie nie jestem przeciwko wolnej konkurencji. Sam jestem beneficjentem otwarcia zawodu – aplikację rozpocząłem 1.01. 2010 r. Twierdzenie, że wszystko ureguluje rynek jest jednak naiwnością. Stosując te same argumenty możemy dopuścić do wykonywania usług medycznych ludzi bez wykształcenia albo zlikwidować wszelkie inspekcje jakości produktów żywnościowych.

Warto uzupełnić powyższe uwagi, o to że przynależność do samorządu wcale nie jest obowiązkowa do wykonywania zawodu prawnika i reprezentowania klientów przed sądami w większości spraw. Na rynku funkcjonują tysiące kancelarii prawnych, odszkodowawczych itp., w których nie uświadczy Pan adwokata ani radcy prawnego (http://prawo.rp.pl/artykul/1056940,1139560-Chroscik–Gdzie-nas-dowiezie-mecenas-kierowca.html). Naprawdę nie rozumiem Pana wypowiedzi nt. przymusu adwokackiego. Większość potencjalnych klientów chyba jednak nie ma spraw na poziomie SN czy NSA.

Również Pana wypowiedzi o ubezpieczeniu są dla mnie niezrozumiałe. W przypadku adwokatów aktualnie minimalna suma ubezpieczenia wynosi 100.000 euro, plus 250.000 euro ubezpieczenia dodatkowego ( z tego co pamiętam jest to pula 5.000.000 euro roczne na wszystkie zdarzenia). Oczywiście można skorzystać z wyższego ubezpieczenia, co na pewnym poziomie jest standardem wymaganym przez klientów.

Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że zazwyczaj adwokat zapewnia klienta, że jest szansa na wygraną i bierze nawet oczywiście bezzasadne sprawy. Etyka zawodowa zobowiązuje nas do realistycznego poinformowania klienta o szansie na pozytywny wynik sprawy. Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że odmawiałem klientowi wniesienia oczywiście bezzasadnego środka prawnego, pomimo, że był on gotów za to dobrze zapłacić.

Przed takimi działaniami nie powstrzymuje nas zresztą tylko etyka zawodowa – są one również nieracjonalne rynkowo. Proszę pamiętać, że sukces zawodowy adwokata opiera się w znacznej mierze na jego osobistej renomie. Większość osób naprawdę nie jest skłonna psuć sobie reputacji przegrywaniem spraw i czarnym PRem generowanym przez niezadowolonych klientów, jeżeli można było tego uniknąć udzielając rzetelnej informacji jeszcze przed przyjęciem danego zlecenia. Poza tym o ile klient może nie wiedzieć jaki jest naprawdę stan sprawy, to sąd i pełnomocnik przeciwnika wiedzą. Nie sądzę żeby było wielu chętnych na robienie sobie wstydu i psucia opinii w środowisku.

Odnosząc się do kwestii osób bez wykształcenia prawniczego, które mają wiedzę z określonej wąskiej dziedziny prawa chciałbym zwrócić Pana uwagę na kwestie procedur i doświadczenia, której zdaje się Pan nie doceniać. Nawet prawnik, który nie jest procesualistą często nie będzie dobrym wyborem jako pełnomocnik – bardzo dobrze zostało to wyjaśnione na tym blogu: http://spory-arbitraz.blogspot.com/2013/07/jak-korzystac-z-usug-prawnikow_18.html.

Pana przykład z fakturą na 615 zł, wbrew temu co Pan sugeruje, jest przykładem działania wolnego rynku, którego jest Pan takim zwolennikiem. Prawnik, o którym Pan wspomniał najwyraźniej uznał, że maksymalna cena, jaką może od Pana pobrać za tę sprawę nie jest warta czasu jaką będzie musiał na nią poświęcić, a który może spożytkować na zarobienie większej kwoty. Racjonalna decyzja rynkowa. Mógł Pan przecież skorzystać z prawnika „niekorporacyjnego”. Na rynku istnieje ogromny wybór usług prawnych – ostatnio nawet w hipermarketach powstają kioski z poradami prawnymi za 9.99 zł. Nie ma też problemu z uzyskaniem bezpłatnych porad prawnych, które są świadczone przez poradnie uniwersyteckie, NGO oraz przez same samorządy prawnicze, w ramach stałych dyżurów oraz cyklicznych akcji. Pozwalam więc sobie przypuszczać, że jeżeli chodzi o usługi adwokatów i radców to taniej już nie będzie.

Zgadzam się z Pana stanowiskiem, że prawnik musi posiadać umiejętności sprzedażowe. Zawsze jednak najpierw ma być prawnikiem, a potem sprzedawcą, bo chodzi tu o ochronę interesów klienta, nawet kosztem własnego dochodu. Samorządy zawodowe są właśnie po to, aby adwokaci i radcowie nie stawali się tylko sprzedawcami.

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 11 września, 2014 o 12:44 am

Hmmm temat rzeka, ale jak tak łatwo partii szachów nie odpuszczam…

1) Czego Państwa uczą na aplikacji, to nie wiem i raczej się już nie dowiem, patrząc na to co się dzieje w Państwa branży i ile bym musiał wywalić na uzyskanie tytułu adwokata/radcy prawnego – pieniędzy i mojego czasu, przy bardzo wątpliwym zwrocie z tej inwestycji – to ja PODZIĘKUJE, a później jeszcze te ograniczenia korporacyjne… to już naprawdę nie dla mnie… Odnośnie „jojczenie” „mecenasiki” owszem mogę szukać zastępstwa tych słów w słowniku wyrazów bliskoznacznych, ale czy słowo „jojczenie” ma według Pana, aż tak pejoratywny wydźwięk, według mnie nie – no mogłem napisać, że się mecenasi użalają , mogłem też napisać mecenasi, może jeszcze z DUŻEJ litery, ale czy chodzi tu aby zacząć używać łaciny i w każdym poście wrzucić z dwie maksymy prawa rzymskiego…. Według mnie nie, no chyba że grupa WEB-LEX ma się odznaczać i trzymać jakiś mega światowy poziom, ale kto to później przeczyta jak połowę nie zrozumie. Zaczniemy tworzyć grupę wzajemnej adoracji, a marketingowo, co to da – NIC… A sensu stricte, moje wpisy nie muszą na Panu sprawiać wrażenia pozytywnego. Wcale mi na tym nie zależy. Więcej może mnie Pan nawet nie lubić  Dla mnie najważniejszym jest to, że dyskusja pobudziła i moje szare komórki do działania i Pańskie szare komórki, każdy coś z tego wyniósł… Jak jest Pan mądry to więcej Pan na tym skorzysta niż ja… bo to nie moje problemy, a wasze – jako grupy zawodowej! Bo, to co napisałem językiem mniej lub bardziej górnolotnym, jak kto tam sobie chce – to jest, jak podkreślił to Rafał opinia Z ZEWNĄTRZ…. Tak właśnie wielu ludzi was postrzega, więc proponuje się nie obrażać tylko wyciągnąć to, co najlepsze tak, aby Pańscy potencjalni klienci Pana tak nie postrzegali… Jeśli jedyne, co Pan wyciągnął to słowo „mecenasik” to stracił Pan czas…

2) Czemu dzisiaj służą samorządy, a czemu kiedyś hmmm temat rzeka…, są pozytywne przejawy waszej działalności, co roczne, kwartalne (nie śledzę terminów – więc zgaduję) akcje pro bono – very good ;), ale też są działania w drugą stronę – krycie swoich i inne patologie, które co jakiś czas opisuje prasa. Jako, że nie jestem członkiem palestry opieram się w tym przypadku na doniesieniach prasowych, ale proszę zwrócić uwagę, że wasi klienci też nie są i nie znają tematu od podszewki! W pełni się zgadzam, że osoba nie będąca prawnikiem nie jest w stanie oszacować rzetelności waszej pracy… Napisałem to we wcześniejszym wpisie, że waszych klientów nie interesuje Minister, sędzia idiota i inne takie tylko to czy wygraliście czy przegraliście…

3) W swoich wypowiedziach nie neguje sensu egzaminów, aplikacji, zastępowania patrona przed sądem, odpowiedzialności dyscyplinarnej, wysokości i obowiązkowości ubezpieczenia – niech to sobie wszystko jest! Niech chronią wasze tytuły ADWOKATA i RADCY (ludzie i tak kiepsko to rozróżniają) – OK, ale dajcie mi prawo wyboru , chcę profesjonalistę idę do ADWOKATA z listy, który posiada ubezpieczenie i inne takie, ale wtedy liczę się z tym, że mnie to kosztuje więcej. Nie chce profesjonalisty tylko „Jurka-ogórka” mój wybór , mój problem, moje „jojczenie” po przegranej sprawie… niech te Państwo, niech ten ustawodawca nie pozbawia mnie rozrywki z wyboru pełnomocnika… nie uszczęśliwiajcie mnie jak ZUS – obowiązkowymi składkami, który z 3 miesiące temu przysłał mi laurkę z propozycją emerytury tj. dożywocia pracy, bo emeryturą tego bym nie nazwał…,

4) Nie twierdzę, że wszystko ureguluje rynek. Wręcz odwrotnie rynek was pożre, stworzy patologie, bezrobotnych, bankrutów i inne takie, a dokładnie tych, którzy startują od zera, bez zaplecza kontaktów, układów i zasobów finansowych, albo rodziców sponsorów… Zdanie aplikacji i wpis na listę profesjonalnych pełnomocników, generuje wam przede wszystkim koszty – składki do izby, ZUS, VAT i inne takie… Kto na starcie ma listę stałych klientów? Jaki procent aplikantów, buduje w trakcie aplikacji bazę klientów? Ilu z tych klientów, będzie kojarzyło WAS jako tych, którzy wygrali dla nich sprawę, a nie będą postrzegali, że temat załatwił wasz patron? Kto ma zapewniony strumień przychodów? Kto ma wizję/strategię rozwoju kancelarii? Kto ma policzony średni koszt uzyskania klienta? Kto z was ma koncepcję związania klienta na stałe – jeśli jest taka możliwość, kto z was ma jakikolwiek plan zachęt (promocji)? Mogę mnożyć pytania do rana, ale jedno jest pewne kosztów kupa, przychodów XXXX jedna wielka nie wiadoma, przewidywany wynik myślenia = zmniejszę cenę, zdobędę klientów i proszę nie pisać, że tak nie jest, bo sam tak zaczynałem w 2007 roku.. Nie mając pojęcia w ogóle o marketingu, dopiero jak rynek mi się załamał rozpocząłem żmudną pracę nad tymi tematami.

5) Odnośnie OC dziękuję za podanie szczegółowych sum, ale to nie było przedmiotem mojej wypowiedzi. Chodziło mi o to, że nieudolne poprowadzenie mojej sprawy na 615 zł na pewno byłoby mniej kosztowne niż ćwiczenie na fakturze za 615 tyś zł. Jako patron właśnie takie małe sprawy wrzucałbym na początku aplikantom, żeby nauczyć ich ścieżki postępowania, a w razie draki OC na pewno by starczyło na pokrycie roszczeń niezadowolonego klienta.

6) Proszę jeszcze raz przeczytać, zacytuje sam siebie: „Wy jesteście profesjonalnymi pełnomocnikami i to wy macie wygrać, albo przed procesem wyłożyć czarno na białym, że jest 50%, 60%, 90% na wygraną lub kawa na ławę „nie idź Pan z tym do Sądu, bo Pan przegrasz”, ale doskonale wiemy, że jakiś % z branży pcha się na siłę na wokandę i ciągnie, za każdą rozprawę, gdzie temat powinien zakończyć się na poradzie, a w jej trakcie krótka piłka – NIE IDŹ PAN DO SĄDU…” Czy z tego wynika, że twierdzę, iż zazwyczaj adwokat zapewnia i bierze nawet bezzasadne sprawy? Wręcz odwrotnie tu się z Panem zgadzam i pomijam już tu nawet kwestię waszej etyki zawodowej… Ludzie od marketingu twierdzą, że zadowolony klient powie o sprawie 1-2 może 3-4 osobom, a niezadowolony klient powiem o tym wszystkim napotkanym…. Czyli, można nabić kogoś w butelkę, ale smród z tym związany pójdzie w cały świat… Pan to nawał renomą, ja trochę inaczej, ale chodzi nam o to samo.

7) Odnośnie osób bez wykształcenia prawniczego dajcie im szansę, a mi prawo do własnego wyboru i prawa do „pojojczenia” jak mi taki pełnomocnik sprawę przegra… Jak najbardziej doceniam kwestię doświadczenia i widzę jak zaczynamy sobie komplikować lub już sobie skomplikowaliśmy życie na naszej Planecie… Kiedyś gdzieś to już tu napisałem będąc funkcjonariuszem ITD, przegrałem tylko raz z jednym radcą prawnym i to nie dlatego, że był dobry tylko, że ja zrobiłem coś czego nie powinienem robić. Nie uwierzy Pan ile mieliśmy zabawy czytając pisma kierowane do naszego urzędu przez adwokatów i radców poprzerabiane z wezwań do zapłaty, to była żenada… Oczywiście wspominam lata 2003-2007, dziś pojawiło się już kilka kancelarii z Krakowa, które wyspecjalizowały się w temacie „prawa transportowego”, ale nich mi Pan wierzy jak się Panu trafi sprawa z ITD i trafi Pan na mojego kolegę to proponuje od razu poddać partię, bo Pana rozjedzie jak walec drogowy… i nie pomoże ani WSA, ani NSA.

8) Mój przykład z fakturą na 615 zł to przede wszystkim idealny przykład jak można spieprz… nawet najlepszy marketing czyli „polecenie”. Do tego Pana od 615 zł nie trafiłem z przypadku… Mój znajomy radca prawny, który mi normalnie takie tematy z rękawa załatwia, był tak zarobiony grubszymi sprawami, że musiał mi odmówić, a roszczenie prawie witało się z przedawnieniem… Zanim postanowiłem skorzystać z kogo innego zadzwoniłem do znajomej mojej żony, Pani sędziny z pytaniem kogo by poleciła do jednej sprawy… dokładnie przeciwko ITD, ale tak naprawdę to Skarbowi Państwa. Pani Sędzina powiedziała jest o to taki „miś”, który jak do mnie przychodzi na rozprawę, to jest zawsze przygotowany, elokwentny i inne takie… No to takiego mi trzeba – sam do siebie rzekłem. Znalazłem do chłopa telefon i się umówiłem. Spakowałem papiery przeciwko ITD oraz moją fakturę na 615 zł + wezwanie przesądowe. Rozmowę rozpocząłem od sprawy z faktury, ale jak się Panu mecenasowi ze mną o tym gadać nie chciało… to już dokumentów przeciwko ITD nie zobaczył. Najlepsza była jego propozycja, że on mi może takie tematy prowadzić ale za 1000 zł miesięcznie na ryczałcie. Komediant z Pana mecenasa, że boczki zrywać hohohohoh mając 3-5 dłużników rocznie mniej więcej na takie sumy, ja mam podpisać z nim umowę na 12 tyś rocznie, żeby ściągnąć 2000-3000 zł, bardzo rynkowa propozycja. Na sam koniec nadmienię, że Pan mecenas przede mną przyjmował małżeństwo, które siedziało u niego 2h, jako że drzwi miał dość cienkie, to wiem że za te 2h wziął 200 zł (paragonu nie wystawił, choć kasa fiskalna stała na biurku, ja przynajmniej dźwięku drukarenki nie słyszałem, a problemów z słuchem nie mam 😉 ). Po wyjściu od Pana mecenasa zadzwoniłem do swojego znajomego i powiedziałem mu, żeby mi podesłał z dwa wzory pozwów, sam sobie to napisze a on mi to tylko sprawdzi, skoro nie ma czasu się tym zająć. Pozew napisałem w 40 min może 1h jakoś tak. Czyli Pan mecenas wyszedł by na swoje, obstawiam, że jak ja zrobiłem to w 40 min, to on zrobiłby w 20 min – przecież jest profesjonalistą! Do Sądu łazić z tym nie musiał, wystarczyło wysłać poczta, a później jak przyszło z powrotem dolepić znaczki na klauzule i znowu pocztą do Sądu…

9) Morał z tej historii jest taki przyszedł gość z polecenia, czyli mieliśmy wyeliminowany element mojego braku wiary w jego kompetencje, bo to że ma ADOWOKAT na pieczątce to już wrażenia dawno na mnie nie robi… Nie ważne dla mnie było czy będzie gruby, chudy, łysy, czy z baczkami – wygląd też czasami przekreśla transakcję. Więc tu mieliśmy wyeliminowany element pierwszego wrażenia (odsyłam to teorii na ten temat, bardzo ciekawe zagadnienie). Następnie nie nabił porady na kasę fiskalną, przestępcą nie jest ale na wykroczenie skarbowe jak najbardziej się załapał, ale szara strefa jest na całym świecie więc mu mogę darować, ze skarbówki też nie jestem wiec spoko luzik… Kolejny temat Pan mecenas bierze mnie za głąba z K.C. i K.P.C. – bo musi jakoś wyjść z tematu i próbuje mi wmówić, że mam przedawnione roszczenie (ma chłop pecha, bo nie wie, że ja też po wydziale prawa ). Wreszcie twierdzi, że za obsługę xero i inne takie wyda więcej niż zgarnie według norm przypisanych… Kogo on zatrudnia do tego xero hmmm? Do dziś nie wiem, ale co mnie to tam obchodzi, to on musi liczyć przychody i koszty, żeby wyjść na swoje… Następnie proponuje mi ryczałt za 12 tyś na rok – pewnie netto, bo już nie wnikałem, żeby windykować sumy 2000-3000 tyś na rok, tak się teraz zastanawiam po tych kilku miesiącach od zdarzenia, czy ja wyglądam jak idiota? Eeeee raczej nie, a w razie czego zapytam kogoś na ulicy, bo żona to mnie może okłamywać… Na sam koniec Pan mecenas wmawia mi, że ta znudzona życiem niewiasta klikająca w swojego Samsunga galaxy, to nie aplikantka, bo on aplikantów nie ma, a cholera jasna to kto mi drzwi otworzył, kto ze mną rozmawiał, kto beblał, przez telefon o sprawach służbowych… Dziś wiem to musiała być sprzątaczka, tylko ona udawała aplikantkę 😉 I teraz po, co te akcje „wiemy nie skubiemy”, po co te piękne strony WWW, po co te fajne biuro, po co ta toga na widoku, jak gość spieprzył wszystko, co było do spieprzenia moja wizja tego Pana jest jedna „mało wiemy, ale skubiemy”… Zrobił tak czarny marketing tej kancelarii, bo ma kilku kolegów do pomocy, że mnie tam wołami nie zaciągną… Więc Panie mecenasie liczy się całokształt dzisiaj trzeba nawet umiejętnie (profesjonalnie) klienta spławić…, bo Pan mecenas od 615 zł ma już taką wizytówkę wśród moich znajomych, że go dalekim łukiem obchodzą….

10) Czy będzie taniej u adwokatów i radców czas pokaże. Kwestia PKB, kwestia ceny zł do euro, kwestia czy przyjmiemy euro, kwestia ile maturzystów zwabią wydziały prawa wizją pracy w roli prawnika, ilu z nich pójdzie na aplikację, a ilu wyjedzie na zmywak do Anglii… Jak to dodamy do kupy to zobaczymy wynik, a tak całkiem serio dajmy sobie 5 lat…

11) Jeśli to jest prawda z tym 9,99 zł za poradę to chyba za niedługo trzeba będzie wysłać „kondolencję” kilku znajomym, bo to już zaczyna być powolny pogrzeb branży…,

12) Oczywiście, że prawnik musi być przede wszystkim prawnikiem, profesjonalistą ale kim naprawdę jesteśmy zaczynając prowadzić biznes to proponuje posłuchać Piotra Michalaka mega gościa od marketingu i strategii http://ententa.pl/wolnosc/2-myslenie-strategiczne/ , a jak Pan nie będzie w ogóle sprzedawcą to nie będzie Pan prawnikiem, bo nie opłaci Pan ZUS-u, podatków, składki do izby, telefonu, biura, paliwa, światła i nie da Pan swoim dzieciom jeść…, a jak Pan nie będzie w stanie sprostać temu ostatniemu, to szybko zmieni Pan profesję i to będzie ta gorycz, która trzeba będzie przełknąć czyli porzucić własne aspiracje i wizję swojej kariery, modelu życia dla kromki chleba…

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 11 września, 2014 o 9:35 am

Moi Drodzy, jak to zwykle bywa, wszyscy mamy trochę racji 🙂

Najważniejsze jest, że wszyscy wiemy, co mamy robić, prawda?

Serdecznie Was pozdrawiam!

Odpowiedz

Łukasz Wilczkowski 11 września, 2014 o 7:42 pm

Tak, przyjechać na web.lex i posłuchać nowości od Rafała 🙂

Rafał Chmielewski 8 września, 2014 o 4:54 am

Zobaczcie proszę co znalazłem teraz: http://www.dochodzeniewierzytelnosci.pl/2012/10/23/czym-skorupka-za-mlodu-nasiaknie/

[w piątek będzie w Krakowie web.lex school i szukam ciekawych przykładów wykorzystania bloga prawniczego, dlatego przeglądam nasze blogi z web.lex]

O to właśnie chodzi!

Karol zmienia wizerunek całej branży [zmienia kontekst, jak zauważyłeś Jarku :)]. Takie działanie wywrze skutek pozytywny na całe lata. Jeden blog, jeden prawnik, który z sercem podchodzi do swojego zawodu. Zero pieniędzy wydanych przez KIRP na kampanię promocyjną – a efekt 10000 razy lepszy.

🙂

Odpowiedz

Jarek 8 września, 2014 o 10:56 am

Bardzo fajny pomysł!!

ja do swojego syna też pójdę 🙂

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 8 września, 2014 o 1:05 pm

🙂 Myślę, że warto 🙂

Serdecznie Cię Jarku pozdrawiam!
Rafał

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: