Uwielbiam Google. Ta niesamowita maszyna daje nam dostęp do takiej ilości informacji, o jakiej jeszcze 10 lat temu mogliśmy jedynie marzyć.
Kiedy rozpoczynałem swoją edukację prawniczą (1996 r.), od samego początku miałem wrażenie, że moim powołaniem w zawodzie prawnika jest pomoc innym ludziom. Ta wizja była jednym z silniejszych czynników motywujących mnie do nauki. Będąc na studiach, zainteresowałem się prawem podatkowym i miałem wyjątkową okazję poznania wspaniałych ludzi: pani prof. Litwińczuk, profesora Modzelewskiego, dr Koniecznego… i innych, dla których podatki były pasją, którą również i mnie zarazili.
Potem, praca w jednej z firm Wielkiej Czwórki. Jakże inna od uniwersyteckich rozważań i dywagacji. Tutaj poznałem wspaniałych ludzi – praktyków i fachowców podatkowych, ale tutaj też poznałem twarde zasady gry: korporacyjnej i rynkowej. Moje ideały legły w gruzach… w wielkim biznesie prawniczym liczą się wyniki finansowe, a pracownik – nawet najwspanialszy i najinteligentniejszy absolwent studiów – traktowany jest jedynie jako przedmiot, którego można ukształtować, precyzyjnie umieszczając go w trybach – tak zwanej – ścieżki kariery, zmyślonej po to, aby utrzymać w nim motywację do pracy i strach przed wykluczeniem ze środowiska.
Zasady korporacyjne w ogóle mnie nie „podniecały” a rynkowe, tylko w takim zakresie, w jakim prowadziły do zdobycia większej ilości klientów, którym mogę pomóc. Wielkiej Czwórce powiedziałem Good Bye i …
zacząłem pomagać.
Dopiero to pozwoliło mi odetchnąć i odzyskać wewnętrzna równowagę. Im więcej pomagałem – oczywiście za pomocą mojego bloga prawniczego – tym więcej miałem klientów… aż doszło do tego, że musiałem nawiązać kontakt z doradcą podatkowym, któremu zleciłem większość moich obowiązków, a sam mogłem zająć się ulepszaniem mojego biznesu. Ulepszaniem, czyli wdrożeniem systemu e-marketingowego, który pozwoliłby mi na jeszcze większą pomoc i zgromadzenie jeszcze większej liczby klientów.
E-marketing prawniczy to nie tylko pozycja w wynikach wyszukiwania Google, słupki odwiedzin i konwersji gości na klientów. E-marketing prawniczy to coś więcej, to bliski, pełen szacunku i zrozumienia, człowieczeństwa i poszanowania, kontakt z człowiekiem. To coś, do czego zawód prawnika został powołany. Prawdziwe sedno i korzenie tej profesji. Dzięki niemu, możemy znowu poczuć się ludźmi, a nie maszynkami do pieniędzy. Dzięki e-marketingowi, jakkolwiek to brzmi, możemy zmienić nastawienie naszego społeczeństwa do prawników. Tak właśnie Internet zmienił nasz świat i naszą branżę!
Dziś również, jak przed setkami lat, możemy pracować na swoje dobre imię (i ilość klientów – zadowolonych klientów) jakością naszej pracy. Zmiana polega tylko na tym, że dzięki e-marketingowi możemy tego dokonać szybciej, prościej i taniej, a do tego możemy ogarnąć większą, niemal nieograniczoną, liczbę osób. Bowiem w e-marketingu prawniczym wszystko sprowadza się do jakości naszej pracy i świadczonych usług.
Instrukcja optymalizacji strony Google mówi:
Creating compelling and useful content will likely influence your website more than any of the other factors discussed here. Users know good content when they see it and will likely want to direct other users to it. This could be through blog posts, social media services, email, forums, or other means. Organic or word-of-mouth buzz is what helps build your site’s reputation with both users and Google, and it rarely comes without quality content.
To samo dotyczy też e-marketingu prawniczego – najważniejszy jest content, jego jakość. Reszta, chociaż ważna, nic nie znaczy w nowoczesnym świecie. Dlatego im bardziej pomagam i im bardziej służę moim klientom, tym ich mam więcej i tym więcej zarabiam.
Uwielbiam Google, bo daje mi ono szansę realizacji mojego powołania.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }