„Nie mam czasu na e-marketing w mojej kancelarii.”

przez Rafał Chmielewski dnia 21 kwietnia, 2011

Uwierz mi, że to jest wymówka, którą regularnie słyszę w każdej kancelarii. Obojętnie – małej, średniej, czy dużej.

I moja odpowiedź jest zawsze taka sama:

Gdybyś miał możliwość występowania w roli prelegenta na konferencji dzień w dzień, czy nie powierzyłbyś swoich obowiązków merytorycznych swojemu staff’owi, a sam zajął się przemówieniami? To jest przecież najlepszy sposób na pozyskanie klienta, czyż nie?

E-marketing dziś w swej istocie nie różni się niczym od udziału w konferencji. Tutaj również wypowiadasz się na dany temat, a inni Ciebie słuchają…

Aaaaa, jednak jest jedna różnica!

To, co przekażesz na konferencji, pójdzie w eter. To, co przekażesz w sieci, zostanie na zawsze.

{ 8 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

Pjaj 21 kwietnia, 2011 o 8:53 pm

Myślę, że główne źródło oporu polega na tym, że na konferencji od razu widać setki słuchaczy zainteresowanych tematem i efekt marketingowy jest widoczny od razu. Na pozyskanie takich słuchaczy w internecie trzeba trochę poczekać, co niektórych może zniechęcać do podjęcia działań, które na początkowym etapie jeszcze nie przynoszą wymiernych skutków.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 21 kwietnia, 2011 o 10:26 pm

Dzięki Paweł za komentarz!
Amerykanie obliczyli, że na pierwszego klienta z bloga prawniczego trzeba czekać średnio (statystycznie) 56 wpisów. Ale to tylko statystyka (jeden z rodzajów kłamstwa wg pewnego Cesarza rodem z Francji). To znaczy, że do jednego autora bloga klient zapuka po tygodniu (znam takie przypadki), a do innego po 10 latach (nie znam takiego przypadku :))
Wszystko zależy też od prawidłowej strategii e-marketingowej, poczynając od jej fundamentów po realizację.
Ale jednemu nie da się zaprzeczyć: nasza obecność w sieci pozostawia ślad na „wieki” i ten ślad, w sposób ciągły, kieruje do nas czytelników – potencjalnych klientów. W tym miejscu upatruję wyższości obecności w sieci nad wypowiedzią podczas konferencji.

Odpowiedz

Liwiusz 22 kwietnia, 2011 o 5:09 am

Nie należy doszukiwać się w tych odmowach jakiegoś głębszego sensu. Ludzie potrafią wymyślać różne powody odmowy, a prawdziwym jest ten, że po prostu nie rozumieją oferty i nie chce im się nad nią myśleć. Niechęć do zmian zawsze jest silna.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 22 kwietnia, 2011 o 7:47 am

Witaj Liwiuszu! No właśnie moją rolą jest pomóc im to zrozumieć 🙂

Dzięki za komentarz!

Odpowiedz

Renata Świgońska 22 kwietnia, 2011 o 6:18 am

Rafał,

A może mówiąc 'nie mam czasu’, potencjalni klienci chcą Ci powiedzieć nie wiem jak się za to zabrać.
Wiedza jest, jest jej sporo u Ciebie i w innych miejscach w Internecie, ale nie ma poradnika, który konkretnie 'step by step’ pokazuje co należy zrobić. Dla osoby 'świeżej w temacie’ to rzeczywiście może być Mount Everest.
Osobom, którym trudno się 'zebrać w sobie’ i dla których e-marketing to ciągle 'spiew przyszłości polecam gorąco lekturę tej książki http://onepress.pl/ksiazki/inbound-marketing-daj-sie-poznac-w-google-serwisach-spolecznosciowych-i-na-blogu-brian-halligan-dharmesh-shah,inmark.htm
Ta książeczka pokazuje jak się za to zabrać 🙂

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 22 kwietnia, 2011 o 7:46 am

Dzięki Renato!

Wiesz, pewnie masz rację w tym „nie wiem, jak się za to zabrać”. Wymówka może mieć drugie, nieuświadomione dno.

Pozdrawiam!
Rafał

Odpowiedz

Katarzyna 24 kwietnia, 2011 o 9:40 am

Wg. mnie e-marketing daje szansę na to by znaleźli Cię ludzie „wpływowi” np. organizatorzy konferencji. A potem Cię na nią zaprosili jako prelegenta 🙂 . A tam można pozyskać klientów w tradycyjny sposób oczywiście.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 26 kwietnia, 2011 o 9:15 pm

No jasne! A Papa Smerf zawsze powtarza… że świat wirtualny i realny się stale przeplatają, i że jeden ma wpływ na drugi i odwrotnie 🙂 A zatem normalną rzeczą jest też sytuacja odwrotna: pierwsze spotkanie face to face a potem pogłębianie relacji w sieci.

Dzięki Kasiu!

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: