O wyższości bloga nad prasą papierową

przez Rafał Chmielewski dnia 8 listopada, 2011

Pamiętam, kiedy jeszcze pracowałem w jednej z firm BIG4, jak niezwykle ważne dla wizerunku korporacji było to, aby „mieć” w Gazecie Prawnej, Rzepie, i innych gazetach ogólnopolskich, wywiad, artykuł, opinię, cytat, itp.

Zawsze się zastanawiałem, na ile jest to skuteczne. A więc konkretnie: czy przynosi klientów.

Po odejściu z korporacji, dziennikarze sami zaczęli się do mnie zwracać o opinie i komentarze. Wtedy to chodziło o opodatkowanie dochodów zagranicznych, czego dokładnie dotyczy mój blog PodwojneOpodatkowanie.pl Nie dość, że pokłosiem tego faktu było kilkadziesiąt moich wystąpień w prasie, to jeszcze niektórymi „rewelacjami” zajął się RPO, stając w obronie poszkodowanych przez prawo podatkowe podatników.

I zapewne sądzisz, że to mi przyniosło wtedy klientów…

Tak. Było ich ZERO 🙂

NIC.

Hmmm… może to tylko specyfika grupy docelowej…

OK. To w takim razie powiem Tobie, że teraz, kiedy mam rozwijającą się web.lex i grupa docelowa tego biznesu jest inna (prawdopodobnie Ty sam się do niej zaliczasz :)), również nie mogę pochwalić się klientami, którzy przychodzą „z prasy”.

W Rzepie byłem cytowany kilka razy. Bodajże cztery.

W Radcy Prawnym – jeden artykuł jako współautor z Kasią Przyborowską.

Ale to jeszcze nic, bo w branży doradców podatkowych miałem cykle artykułów aż w dwóch branżowych periodykach – w sumie pewnie kilkanaście tekstów kierowanych wprost do potencjalnego klienta.

I co?

I też NIC. W grupie klientów web.lex do dziś nie znajduje się żaden doradca podatkowy (z wyjątkiem pewnego radcy prawnego, który się w podatkach specjalizuje i jego ciekawy blog niebawem ujrzy światło dzienne).

Powiem więcej: klientem web.lex nie jest również doradca podatkowy, który obsługuje moich klientów podatkowych, mimo tego, że ma ich ode mnie wprost z mojego bloga!

Dla mnie wniosek jest jeden: pisanie artykułów do gazet to strata czasu. Być może istnieją branże, które reagują na materiał prasowy. Nie twierdzę, że nie. Ale ja się na nie nie natknąłem.

A w takim razie czy klienci przychodzą z bloga?

Zdecydowanie TAK. Inaczej blog PodwojneOpodatkowanie.pl by już dziś nie istniał, a moja firma web.lex już byłaby spakowana 🙂

I w tym kryje się jedna z zalet bloga, które stanowią o wyższości tego medium nad prasą tradycyjną.

Co więcej … Poza tym, że artykuł w blogu jest napisany niemal za darmo (biorę pod uwagę „stracony” czas pracy prawnika), to jeszcze ma on walor PONADCZASOWY.

Co to oznacza?

Zobacz na poniższym przykładzie: to są statystyki tylko jednego artykułu z mojego bloga podatkowego Jak rozliczyć dochody z Holandii:


Ponadczasowość artykułu w blogu oznacza, że tak jak w tym przykładzie, jest on stale czytany przez kolejnych gości bloga – potencjalnych klientów. Artykuł ten napisałem w kwietniu 2009 roku, a jego popularność nie spada, a wręcz przeciwnie!

Taki sam artykuł w prasie tradycyjnej już dawno poszedłby w zapomnienie. W przypadku dzienników – już na drugi/trzeci dzień. Natomiast w blogu taka sytuacja NIGDY nie ma miejsca, chyba że zmieni się stan prawny i pewne treści przestaną mieć znaczenie.

Podsumowując ten może przydługi artykuł…

Ja już dawno temu odpuściłem sobie starania o wywiad w jakiejkolwiek gazecie. Szkoda czasu, energii i pieniędzy. Wolę napisać taki artykuł, jak ten, który czytasz właśnie, bo wiem, że on przez lata będzie generował mi kolejnych czytelników – potencjalnych klientów.

Więc, jeżeli bardzo chcesz być cytowany w prasie, to ok. Pisząc blog, na pewno wcześniej,czy późnej się tam znajdziesz. Ale pamiętaj też, że skuteczność tego rodzaju marketingu dziś, może być ograniczona, jeżeli nie żadna.

{ 13 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

Lech | blog o wekslach 9 listopada, 2011 o 1:07 am

Jakiś czas temu zostałem zacytowany w Gazecie Wyborczej-Praca na I stronie i tego dnia liczba odwiedzających była większa „o nie więcej niż 100 osób” (co jednakże stanowi istotny % dziennych odwiedzin).

Pozytywem natomiast było to, że następnego dnia, czy też po kilku dniach, nie nastąpił spadek (powrót do poprzednich wartości).

Prasa papierowa umiera, już nawet nie chodzi o profesjonalne raporty – mój kolega-kioskarz sam mi mówi, że rok-do-roku spada mu sprzedaż gazet.

Ja sam również bardzo dużo czytam, ale z papieru są to tylko zaangażowane politycznie po mojej opcji czasopisma:)

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 9 listopada, 2011 o 9:18 am

Dzięki Leszku!

W prasie, jeżeli nie dasz wyraźnie adresu bloga, nie ma co liczyć na większą liczbę odwiedzin. A z adresem przebić się trudno, więc gratuluję, jeżeli właśnie miałeś taki cytat w GW!

Rafał

Odpowiedz

Krzysztof Lehmann 9 listopada, 2011 o 7:45 am

Nie można porównywać pisania artykułów do pism i gazet prawniczych z publikacjami na blogu tylko w kontekście pozyskania potencjalnych klientów.

Do pism branżowych (nie gazet) wysłane są często artykuły z myślą o uzyskaniu punktów potrzebnych podczas doktoratów, habilitacji czy w ramach podnoszenia kwalifikacji.

Wśród wielu istnieje również przekonanie, że pisma prawnicze to cały czas większy prestiż. W końcu bloga może sobie założyć każdy, pisać w Rzepie, GP nie każdy. Podlega to pewnej weryfikacji. Nie mówiąc już o artykułach naukowych w takich pismach jak Radca Prawny, etc.

Pamiętajmy również, że poprzez takie publikacje docieramy do innego grona czytelników, którzy nigdy by na bloga nie weszli – ponieważ po prostu nie mają takich przyzwyczajeń. Czytają w wolnych chwilach w pracy, w trakcie śniadania – prasówkę – po blogach nie chodzą.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jak blog ma dobrą treść to sam się obroni. Uważam jednak, że jeśli jest taka możliwość to powinno się publikować w innych środkach masowego przekazu. Zawsze możemy zdobyć kilku wartościowych czytelników.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 9 listopada, 2011 o 10:26 am

Dziękuję Krzysztof za komentarz!

Jasne, zgadzam się z Tobą! Po pierwsze są osoby, które w sieci nie czytają niczego, albo np. lubią szelest gazety. Są też pewne zasady, które wymagają publikacji naukowych w czasopismach tradycyjnych. Do tego faktycznie publikacje w pismach prawniczych to cały czas większy prestiż 🙂

Również, jak napisałeś: „nie można porównywać pisania artykułów do pism i gazet prawniczych z publikacjami na blogu tylko w kontekście pozyskania potencjalnych klientów.”

To wszystko jest prawda.

Ale pisząc w tym blogu jestem zainteresowany wyłącznie e-marketingiem, który generuje dochód dla kancelarii. Mam już sobą rozterki typu bro-bono, czy działalność dla pieniędzy. Wybrać taką niszę, czy inną. Zrealizować ten pomysł, czy inny.

To wynika z mojego światopoglądu i doświadczenia, jako przedsiębiorcy, którego nie jeden „pomysł” już nie wypalił 🙂

Stąd pisząc blog o e-marketingu prawniczym piszę w nim o tym, co potencjalnie generuje dochody w kancelarii, a co jest stratą czasu 🙂

Niemniej jeszcze raz podkreślam, że całkowicie się z Tobą zgadzam! 🙂

Pozdrawiam Ciebie serdecznie i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz!
rafał

Odpowiedz

Krzysztof Lehmann 9 listopada, 2011 o 4:56 pm

Jak się analizuje to tylko pod kątem marketingu to też są plusy publikacji w zewnętrznych, materialnych nośnikach. Marketing w mojej ocenie to nie tylko „ilość wejść na stronę”, ale również szersze spojrzenie na wizerunek kancelarii w oczach klientów. Bardzo często radcy, adwokaci na swoich stronach prezentują własne publikacji w różnych czasopismach, gazetach. Im pokaźniejsza kolekcja to w mojej ocenie, tym większy uwiarygodnienie danej osoby (a przez to kancelarii). Oczywiście nie jest to reguła, ale zawsze jest to pewna forma reklamy (pośrednia) i budowania wizerunku kancelarii oraz współpracujących z nią prawników.

Pozdrawiam,
KL

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 9 listopada, 2011 o 11:02 pm

Tak. Sam również tak robiłem: w blogu PodwojneOpodatkowanie.pl jest specjalna zakładka, gdzie wklejałem skany niektórych moich wystąpień prasowych. Zdecydowanie taki zabieg uwiarygodnia osobę prawnika, jako specjalisty w danej dziedzinie.

Dziękuję!
rafał

Odpowiedz

Katarzyna - Temida Jest Kobietą 9 listopada, 2011 o 9:27 pm

Zgodzę się z Panem Krzysztofem, bo choć żywotność artykułu w gazecie jest w pewnym sensie ulotna (choć wersje internetowe artykułów dostępne są długo) to jednak nie będę żegnała się z tą formą prezentowania swojej osoby czy kancelarii, bo mój wizerunek na tym nie ucierpi. Sądzę, że wręcz przeciwnie.
Często moje wypowiedzi czy komentarze dla Rzeczpospolitej lub Wyborczej, a nawet dla prasy lokalnej są pretekstem dla wpisu na blogu. Czyli przynoszą bonus podwójny.
Czasami to Klienci sami mi mówią, że przeczytali o mnie w gazecie, a potem znaleźli albo blog Temida jest Kobietą albo MedycznePrawo.pl.
Zatem chyba za wcześnie aby przekreślać tę formę kontaktu z potencjalnym Klientem.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 9 listopada, 2011 o 11:14 pm

Hej Kasiu!

Z tymi artykułami w sieci to jest tak, że po pierwsze niektóre zarezerwowane są wyłącznie dla abonentów, a po drugie są one oderwane od całokształtu wizerunku w sieci. Być może dobrym zabiegiem byłoby odwiedzenie strony z takim swoim artykułem i zostawienie tam komentarza z linkiem zapraszającym do bloga po więcej szczegółów na dany temat. Wówczas ten ruch można by dobrze spożytkować, nawiązując głębszą relację, czy wręcz skłaniając do zapisu na listę mailingową.

Piszesz, że klienci Tobie mówią, że najpierw przeczytali artykuł, a potem znaleźli blog. Super! U mnie tak nie działało w żadnym przypadku.

Ja nie przekreślam tej formy kontaktu, ale chcę powiedzieć, że warto prowadzić blog prawniczy i nie stawiać tylko i wyłącznie na marketing w prasie. Blog jest bardziej efektywny i jak sama napisałaś, stanowić może motywator do podjęcia decyzji o kontakcie z prawnikiem. Bez tego bloga byłoby znacznie trudniej 🙂

Pozdrawiam,
Rafał

Odpowiedz

Wojciech Rymarczyk 15 listopada, 2011 o 11:45 am

witam!
czy może Pan podać jakieś namiary na artykuł w „Radcy Prawnym”? (tytuł, numer)
pozdrowienia

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 15 listopada, 2011 o 12:04 pm

Witam Panie Wojciechu!

Numer 115/116,
lipiec/sierpień 2011 rok.

Pozdrawiam i dziękuję!
Rafał

Odpowiedz

dno 18 listopada, 2011 o 12:41 am

A mi taka refleksja do głowy przychodzi, że tych gazet to nikt nie czyta. Mowa o stronach prawnych w Rz i DGP.
Dawno temu jeszcze na studiach miałem praktyki w pewnym biurze prawnym, które – podobnie jak dziesiątki innych biur prawnych – prenumerowało Rz albo GP. Codziennie gazeta trafiała rano na wielki stos „do przeczytania”, którego nikt nigdy nie ruszał.
Mój kolega aplikant radcowski też sobie zaprenumerował któryś z tytułów, bo tak wypada. Sterty gazet podpierają szafkę w toalecie. Tylko trzeba uważać, aby przy myciu rąk ich nie ochlapać, bo kiedyś może zostaną przeczytane.
Postawmy się w roli potencjalnego klienta, załóżmy takiego, który zarobił nieco w Holandii i nie wie, jak się opodatkować. Czy będzie codziennie czytał żółte strony i szukał rozwiązania? Nie, albo przeszuka internet, albo pójdzie do doradcy.
Jeśli ktokolwiek czyta taką prasę, to kto? Według mnie, artykuły o podatkach – specjaliści od podatków, artykuły o prawie budowlanym – specjaliści od prawa budowlanego, artykuł o prawie karnym – karniści. Czytają, aby być na bieżąco i czasem nie przegapić jakieś nowelizacji lub orzeczenia. I co im przyjdzie z tego, że w artykule jest cytowany ekspert z konkurencyjnej kancelarii? Przecież nie przyjdą do niego po poradę. Oczywistym jest więc, że pojawianie się w prasie fachowej nie wpływa na liczbę klientów, a jak ktoś chce jednak w ten sposób zwiększyć obroty, to większe szanse ma, interesując sobą tabloidy.
Co nie oznacza, że popieram totalne olewanie prasy fachowej. Wręcz przeciwnie. Wiele rzeczy warto robić nawet, jesli wprost nie przekładają się na zwiększenie liczby klientów. No, ale nie będę przynudzał.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 18 listopada, 2011 o 9:28 pm

Nie, no to są fajne i wartościowe uwagi! 🙂

Dzięki za komentarz!
Rafał

Odpowiedz

Anna 15 listopada, 2012 o 10:04 am

Z jednym się zgodzę – specjaliści w dziedzinie nie czytają tych artykułów; czytają je headhunterzy i pracodawcy, dla nich się te wszystkie artykuliki pisze, po to by pokazać swoją twarz i podbić szanse na rynku pracy.

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: